środa, 26 grudnia 2012

Zwracam się z prośbą!

Bardzo często w oficjalnej korespondencji używamy zwrotu: Zwracam się z uprzejmą prośbą o...

Jest to klasyczny przykład redundancji,  czyli nadmiaru informacji.
Prośba, sama w sobie jest już uprzejma, zatem dodawanie przymiotnika 'uprzejmy' jest zbyteczne.

Dowód:
prośba - proszenie, zwrócenie się do kogoś z życzeniem, wywieranie wpływu, by zechciał je spełnić; wyrażone zwykle w uprzejmy sposób, mające na celu uzyskanie, otrzymanie czegoś, podjęcie oczekiwanego działania. (Słownik Języka Współczesnego, pod red. prof. B. Dunaja)

Kaszleć czy kasłać?

A może kaszlać?

Wszystkie trzy formy są poprawne! Z tym, że kaszleć i kasłać to czasowniki dokonane, a kaszlać jest formą przestarzałą i praktycznie już nieużywaną.

Kaszleć ~lę, ~le, ~lał, ~leli
Kasłać ~am, ~a, ~ają



wtorek, 25 grudnia 2012

Bynajmniej a przynajmniej

Bardzo często partykuły: bynajmniej i przynajmniej są stosowane zamiennie. Należy pamiętać, że znaczą zupełnie coś innego!

Bynajmniej jest zaprzeczeniem. Oznacza 'wcale nie, ani trochę'.
Przykład: - Byłeś dzisiaj w kinie? - Bynajmniej. Byłem w teatrze.

Przynajmniej to synonim 'chociaż, co najmniej'.
Przykład: - Mamo, już nie mogę! - Przynajmniej mięso zjedz! (standardowa rozmowa mamy i dziecka przy stole :-) )


Zjeść ryżu!

Często pytam znajomych jak powinno się mówić: zjeść ryż czy zjeść ryżu?
Odpowiedź zawsze jest ta sama, mówi się zjeść ryż. Otóż nie!

Poprawna forma brzmi: zjeść ryżu. Tak samo jak kupić jabłek, a nie kupić jabłka. Stosujemy tutaj formę dopełniacza: zjeść kogo?czego?

Natomiast w wypadku chociażby cukru, dopuszczalne są obie formy. Możemy wsypać cukru, bądź wsypać cukier.

Tylko i wyłącznie!

Nie ma chyba drugiej tak denerwującej i nagminnie używanej tautologii!

Zwrot "tylko i wyłącznie" pojawia się wszędzie. W telewizji, radio, prasie. Popularny jest również wśród ludzi uczonych (bo za takich uważam wykładowców uniwersyteckich). Jego popularność i obecność w uzusie doprowadziła do tego, że zapominamy, że zwrot ten jest NIEPOPRAWNY!

W poprawnej polszczyźnie mówimy albo tylko albo wyłącznie. Nie powinniśmy łączyć tych dwóch słów, gdyż nie służy to (jak się w powszechnie wydaje) wzmocnieniu zdania.


Pinezka czy pineska?

Dodajemy (np. do zdjęć na nk) pineskę czy pinezkę?

Obie formy są poprawne! Musimy jednak zachować konsekwencję w ich stosowaniu. Jeśli mówimy "pinezkę", odmieniamy: pinezki, pinezką, pinezkę, pinezce.

Skąd się wzięły Walentynki?

Jak powszechnie wiadomo święto zakochanych obchodzone jest 14 lutego. Skąd jednak wziął się ten zwyczaj i jak się do niego ma święty Walenty? Na to pytanie niewielu z nas zna odpowiedź. Jeszcze większa liczba osób z nieukrywanym zdziwieniem reaguje na wiadomość, że Walenty to również patron ludzi chorych. Bo czy istnieje większa choroba niż miłość?

Walentynki znane były już w czasach pogańskich. 14 luty to dla starożytnych Rzymian wigilia Lupercaliow, czyli świąt ku czci Fauna – mitycznego bożka, opiekuna trzod i zbiorów, a przede wszystkim płodności. W tym dniu wszystkie rzymiańskie dziewczęta wrzucały do skrzyni swoje imiona. Następnie młodzi mężczyźni losowali swoją partnerkę na uroczystości Lupercaliow. Według najstarszych przekazów dziewczyny oprócz imion zapisywały również krótkie wiadomości miłosne. Jednak upadek Rzymu oraz wprowadzenie chrześcijaństwa przyczynił się do zaniechania tego obrządku. Aby całkowicie nie odcinać się od tradycji Kościół postanowił pozostawić ów dzień, jednak nadał mu chrześcijańską interpretację. 14 luty nie był już świętem na cześć pogańskiego bożka, ale chrześcijańskiego świętego. Idealnym kandydatem okazał się biskup Interamny, męczennik, zgładzony przez cesarza Klaudiusza – święty Walenty.
Walentych było kilku. Jednak najbardziej znany i związany ze świętem zakochanych był żyjący w III w n.e – ks. Walenty. Panujący wówczas cesarz Klaudiusz II wydał zakaz udzielania ślubów. Chciał bowiem, aby mężczyźni zamiast zakładać rodziny, wstępowali do armii. Ksiądz Walenty zasłynął z tego, że pomimo zakazu udzielał boskiego błogosławieństwa zakochanym. Niestety, został nakryty przez rzymskich żołnierzy i skazany na śmierć. W więzieniu ksiądz zaprzyjaźnił się z córką jednego ze strażników, której przed śmiercią przekazał list podpisany „Od Twojego Walentego”. W ten sposób zakochani po dziś dzień podpisują swoje listy.
Inna legenda głosi, że Walenty to młodzieniec, który zginął na arenie rozszarpany przez lwy za pomoc w ukrywaniu chrześcijan. Oczekując na śmierć, 14 lutego zostawił romantyczną wiadomość swojej ukochanej. Była to pierwsza walentynka.
Z kolei Brytyjczycy uważają Walentynki za własne święto, rozsławione przez sir Waltera Scotta. Głosił on, że 14 lutego to dzień, kiedy na Wyspach Brytyjskich ptaki zaczynają łączyć się w pary, a ludzie po prostu idą za ich przykładem.
Najbardziej znanym uosobieniem Walentynek jest oczywiście Amor – bóg miłości. Przedstawiany jako dziecko, lub nagi młody mężczyzna ze skrzydłami. Jego atutem są miłosne strzały, którymi potrafi upolować największego przeciwnika miłości.
Polskim odpowiednikiem Walentynek jest prasłowiańskie święto Nocy Świętojańskiej (sobótki) przypadające z 21 na 22 czerwca. Ostatnio po wielu latach powrócono także do świętowania kaziuków, czyli popularnego na przedwojennych kresach święta Kazimierza, obchodzonego 4 marca. Oba te święta zostały jednak wyparte przez popularne na całym świecie Walentynki, które na dobre zadomowiły się w naszym kalendarzu 14 lutego.
Ze świętem zakochanych związana jest również tradycja wysyłania Walentynek, czyli miłosnych listów lub ozdobnych kartek. Po raz pierwszy pojawiła się w XVIII-wiecznej Anglii, gdzie wymieniano się wykonanymi ręcznie ze wstążek i koronek kartkami. Wraz z europejskimi osadnikami dotarły one do Ameryki, gdzie też szybko się rozprzestrzeniły. Amerykanie, zgodnie ze swoim duchem podeszli do Walentynek po amerykańsku – postanowili na nich zarobić. Pionierką  przemysłu walentynkowego została w 1847 roku zupełnie nieświadomie 19-letnia Esther Allen Howland. Dziewczyna tak zafascynowała się pierwszą otrzymaną walentynką, że postanowiła sama zająć się wyrobem kartek. Sprowadziła niezbędne materiały i ruszyła z produkcją. Jej talent artystyczny sprawił, że kartki rozchodziły się szybciej, niż była je w stanie wytwarzać. Wciągnęła więc do interesu przyjaciół i zakończyła rok z szokującym wówczas zyskiem 100000$. Sukces kartek walentynkowych był pierwszym krokiem do całkowitej komercjalizacji świąt w Ameryce.
Obecnie walentynki są drugim po Bożym Narodzeniu najbardziej dochodowym świętem na świecie. Dziś wysyła się ponad miliard kartek walentynkowych. Liczba ta z roku na roku rośnie, bo przecież  “Świat bez miłości jest światem martwym” (Albert Camus).

niedziela, 23 grudnia 2012

Strajk na Boże Narodzenie

Święta to czas spokoju, radości, spotkań w gronie rodziny i najbliższych, ale też czas intensywnych przygotowań. Sprzątanie, gotowanie, pieczenie to tylko niektóre z licznych obowiązków przedświątecznych. Nie ukrywajmy, najczęściej są to zadania wykonywane przez kobiety, a niedoceniane przez mężczyzn. A gdyby tak panie domu rozpoczęły strajk?
 
Na tak zwariowany pomysł wpadły bohaterki najnowszej książki Sheili Roberts zatytułowanej “Strajk na Boże Narodzenie”. Cztery kobiety, cztery różne rodziny i zwyczaje, problem ten sam – ich mężowie w okresie przedświątecznym zachowują się jakby przyrośli do kanapy. Ale nie w tym roku! Kobiety stawiają swoim mężom jeden warunek – jeśli w ich domu mają odbyć się święta, panowie muszą wszystko zorganizować sami. Ubieranie choinki, robienie zakupów, przygotowywanie kostiumów dla dzieci, gotowanie i pieczenie – to tylko wierzchołek świątecznej góry lodowej. Czy przedstawiciele silniejszej płci poradzą sobie ze wszystkimi przedświątecznymi obowiązkami i wypełnią dobrze swoje zadania? Początkowo wychodzi im to zadziwiająco łatwo… Jak się okazuje mężczyźni również mają swoje zwariowane sposoby na przetrwanie “gorączki świąt”. Pytanie tylko: czy równie skuteczne jak damskie? Z jednej strony zmęczone i przepracowane gospodynie domowe, z drugiej samotna wdowa, która tylko marzy o tym, by mieć dla kogo piec i gotować w święta. Czy strajk się opłaci i mężowie w końcu docenią trud swoich żon? Czy może świąt w tym roku nie będzie?
Zabawne dialogi, komiczne sytuacje, świąteczna atmosfera i duża dawka humoru. “Zastrajkuj i przeczytaj”. Wbrew pozorom nie jest to książka feministyczna!

Skąd się wziął piątek 13.?

Piątek 13., czarny kot, pęknięte lustro, wysypana sól to tylko niektóre z przesądów. Czy powinniśmy w nie naprawdę wierzyć? Skąd wzięło się przekonanie, że piątek 13 jest dniem pechowym?

W starożytności Babilończycy uważali, że porządek świata opierał się na liczbie 12. Było 12 miesięcy w roku, 12 godzin dnia i nocy, 12 znaków zodiaku. Liczba 12, uważana za idealną warunkowała harmonie na świecie. Dlatego liczba następna, 13 budziła powszechny strach.
Również w tradycji chrześcijańskiej liczba 13 została uznana za pechową. W Ostatniej Wieczerzy uczestniczyło 13 osób. Co więcej, sam Jezus Chrystus został ukrzyżowany w piątek i to wtedy po raz pierwszy skojarzono liczbę 13 z piątkiem.
Najbardziej znanym wytłumaczeniem piątku 13, jako dnia, który przynosi pecha są wydarzenia we Francji na początku XIV wieku. Monarcha francuski Filip Piękny zazdrosny o majątek Templariuszy 13 października 1307 roku rozkazał swojemu kanclerzowi aresztować wszystkich członków zakonu. W sytuację zamieszany był również papież Klemens V, który chciał pozbyć się wpływowych zakonników. Wkrótce wszyscy mnisi spłonęli na stosie. Jak głosi legenda ostatni Wielki Mistrz Zakonu, tuż przed śmiercią w płomieniach wyklął króla, kanclerza i papieża. Wszyscy zmarli w niedługim czasie po tym wydarzeniu.
Aby uniknąć pechowych sytuacji w tym dniu, wystarczy nie wychodzić z domu do godz. 14:00 w sobotę! A wszystkim odważnym, życzę powodzenia!

End of the world!

Rok 2012 – rok zagłady! Tysiące apokaliptycznych filmów pod znamiennym tytułem – 2012, miliony sarkastycznych książek z cyklu „jak przetrwać koniec świata”. Globalne ocieplenie, Planeta X,  wybuch słońca, kalendarz Majów – to tylko niektóre z “potwierdzonych naukowo” przyczyn kataklizmu. Filmowcy robią coraz większy biznes na tego typu filmach, literaci nie mając pomysłu na nową, ambitną książkę – wykorzystują oklepany temat. A przecież “końców świata” przeżyliśmy już kilka(dziesiąt). 
 
Zagłada świata miała nastąpić już w 999 roku. Panował wówczas pogląd religijny głoszący tysiącletnie panowanie Królestwa Bożego – millenaryzm, czyli wiara w Millenium. Zgodnie z tym przekonaniem koniec świata miał być 31 grudnia 999 roku. Gdy tak się nie stało ludzie zaczęli świętować i w ten sposób zrodziła się tradycja zabaw sylwestrowych. Dlaczego sylwestrowych? Od panującego wówczas papieża Sylwestra II.
 Wincenty Ferreriusz – święty kościoła katolickiego, hiszpański dominikanin był “święcie” przekonany, że koniec świata nastąpi w 1412 roku. Jego teoria była tak popularna, że w ikonografii przedstawia się go z trąbą i płomieniem na czole jako anioła Apokalipsy. I jak  tu ufać świętemu?
 
Końca świata nie było, ale w zamian za to mieliśmy I potem II wojnę światową, nie mniej przerażające niż całkowita zagłada…
Od zawsze największe obawy budziła data końca wieku. 31 grudnia 1999 to kolejny rok  identyfikowany z przepowiednią końca świata. W tym dniu rzekomo na niebie miał się pojawić kosmiczny krzyż, towarzyszący zaćmieniu słońca. Zaćmienie słońca wprawdzie było, ale 4 miesiące wcześniej, a o kosmicznym krzyżu jak dotąd nikt nie słyszał.
Skąd wzięło się przekonanie, że trzy dziewiątki symbolizują zagładę? Nie wiadomo. W teologii to 666 jest liczbą Bestii, uosobieniem szatana, ale przede wszystkim parodią Trójcy Świętej. A liczba 999? Na zasadzenie odwrotności kojarzona jest z liczbą Boga.
Najbliższą i “najpewniejszą” datą końca świata był do niedawna 21 grudnia 2012 rok. Wtedy też kończy się kalendarz Majów. Jednak według najnowszych badań naukowcy stwierdzają, że Majowie nigdy nie przewidywali końca świata! A symboliczna data 2012 oznacza jedynie przejście do nowej ery. Co więcej, 21 grudnia zwiastuje powrót tajemniczego boga Majów, Bolon Yokte, co nie ma nic wspólnego z zagładą ludzkości. Możemy więc bez obaw snuć plany na Sylwestra 2013!
 Koniec świata jest dla ludzi czymś intrygującym. Wiadomo, wszystko co miało swój początek, musi mieć też koniec. Naukowcy ciągle odkrywają nowe przyczyny, spierają się w teoriach, datach… Nam pozostaje jedynie żyć nadzieją, że genialny Isaac Newton nie pomylił się także i tym razem, przepowiadając zagładę ludzkości na rok 2060.  Jeszcze większą nadzieją napawa nas teoria 999, bo skoro koniec wieku oznacza koniec świata – możemy być spokojni, następnego i tak nie dożyjemy.

żródło zdjęcia: meritum-news.com