piątek, 31 stycznia 2014

Aleksander Błażejowski - Czerwony Błazen

Do teatru "Złoty Ptak" przychodzi tajemniczy mężczyzna w masce, który oferuje występy kabaretowe. Dyrektor zachwycony głosem i talentem nieznajomego chętnie podpisuje z nim umowę. Wkrótce teatr wypełnia się po brzegi i mimo potrojenia ceny biletu, ludzie tłumnie przychodzą na występy Czerwonego Błazna, który zręcznie wyśmiewa ówczesne wady społeczne. Ludziom jednak nie daje spokoju tożsamość gwiazdy kabaretowej. Zakładają się między sobą, kto pierwszy zdemaskuje postać błazna. Również Wiktor Skarski, aby popisać się przed ukochaną obiecuje zdradzić jej tajemnicę wielkiego śpiewaka. Zakrada się więc do jego garderoby. Tam jednak staje się świadkiem zbrodni, o której wolałby nie wiedzieć...

Policja znajduje w teatrze zwłoki. Ponieważ nikt nie wie kim jest i jak wygląda Czerwony Błazen, nie wiadomo czy stał się on ofiarą czy katem. Badając wszystkie tropy trafiają na ślad jedynego świadka zdarzenia - Wiktora, który nawet pod groźbą szubienicy nie chce powiedzieć co stało się w garderobie tajemniczego artysty. Dlaczego? Co takiego zobaczył młodzieniec i kogo kryje? Jego milczenie pociąga za sobą lawinę prawdziwych tragedii. 

Czerwony Błazen to jeden z kryminałów Andrzeja Błażejowskiego - redaktora "Gońca", zamordowanego przez NKWD. Jego książki trafiły na listę ksiąg zakazanych i dopiero niespełna 2 lata temu zostały wznowione przy okazji serii Kryminały Przedwojennej Warszawy. 

Kryminał jest ciekawie skonstruowany, z zachowaniem wszystkich elementów logicznej szarady. Jedyne co może w nim razić, to liczne błędy stylistyczne i ortograficzne (!). Wydawcy w pewnie sposób się jednak za nie zrehabilitowali, wznawiając zapomnianą już serię przedwojennych kryminałów. Teraz literatura polska może się pochwalić, bogatą, kryminalną przeszłością.

W 1926 roku Henryk Szaro podjął się ekranizacji Czerwonego Błazna, w której wystąpił m.in Eugeniusz Bodo. Niestety, podczas wojny film został zniszczony. Do dzisiaj zachowały się tylko nieliczne zdjęcia i plakat.


czwartek, 30 stycznia 2014

Rzucać perły przed wieprze, stanąć jak słup soli, być alfą i omegą... Czyli skąd się wzięły związki frazeologiczne?

www.calisia.pl 
Co oznacza zwrot "rzucać perły przed wieprze", "stanąć jak słup soli" czy "być alfą i omegą"? 

Na początku należy zaznaczyć, że są to związki frazeologiczne - stałe, utrwalone w kulturze, połączenie minimum dwóch wyrazów, których nie należy rozumieć dosłownie; ich znaczenie jest symboliczne i ma charakter opisowy. 

Związków frazeologicznych w języku mamy mnóstwo, zresztą im język jest bogatszym, tym jest ich więcej. Warto pamiętać, że każdy język ma swoje związki frazeologiczne i nie należy ich przekładać dosłownie! Zwroty te często sprawiają problem nie tylko cudzoziemcom, ale także rodzimym użytkownikom języka. Dlaczego? Bo żeby wiedzieć co oznaczają, trzeba po prostu się ich nauczyć. 

"Rzucał perły przed wieprze" Pisze Różewicz w wierszu Biedny poeta Stachura. Skąd się wziął ten frazeologizm? Św. Mateusza napisał: Nie dajcie psom tego co święte i nie rzucajcie pereł przed wieprze, by ich nie podeptały nogami. Rzucać perły przed wieprze, to po prostu ofiarować, przekazać coś cennego osobie, która nie zdaje sobie sprawy z wartości przedmiotu. 


Chyba każdy chciałaby być alfą i omegą, czyli specjalistą, autorytetem w danej dziedzinie, znawcą tematu. Dlaczego alfa i omega? Ponieważ jest to, pierwsza i ostatnia litera alfabetu greckiego. Początek i koniec, jak czytamy w Apokalipsie św. Jana: Jam jest Alfa i Omega początek i koniec, mówi Pan Bóg, który jest, który był i który będzie. Alfa i Omega to oznaczenia Boga.

Zdarzyło ci się kiedyś znieruchomieć z przerażenia? To znaczy, że stanąłeś jak słup soli. Frazeologizm ten, ma swoją genezę w Biblii. Żona Lota mimo zakazu, odwróciła się i spojrzała na zniszczoną Sodomę i Gomorę i została przemieniona w słup soli.

Pamiętasz mit, w którym Tezeusz wydostał się z labiryntu tylko dzięki nici ofiarowanej mu przez Ariadnę? Stąd mamy frazeologizm po nitce do kłębka, który pokazuje nam, że aby rozwiązać zagadkę, trzeba zebrać wszystkie tropy; wyjaśnienie otrzymujemy, poznając wszystkie szczegóły. 



wtorek, 28 stycznia 2014

Domofon - Zygmunt Miłoszewski

Agnieszka i Robert, młode małżeństwo, przenoszą się do jednego z bloków w warszawskim Bródnie. Nowe miejsce, nowa praca, nowe znajomości = nowe życie. Szkoda tylko, że rozpoczyna się ono od trupa. Na klatce schodowej mieszkańcy znajdują głowę jednego z lokatorów. Okazało się, że mężczyzna próbował jak najszybciej wydostać się z windy, która ruszając obcięła mu głowę. Dlaczego uciekał z jadącej windy? Czyżby coś go przestraszyło? A może nie był tam sam? Na nieszczęście nowych lokatorów, to nie pierwszy i nie ostatni trup w tym bloku. Z dnia na dzień ginie coraz więcej ludzi i to w coraz brutalniejszych okolicznościach. Co z tym miejscem jest nie tak?

Po paru dniach okazuje się, że z bloku nie da się wyjść, a wszystkich mieszkańców dręczą koszmary! Co więcej, Robert zaczął malować przerażające obrazy i w ogóle zrobił się jakiś dziwny. Agnieszka w obawie o własne życie, ogłusza męża patelnią i ucieka... na klatkę schodową, bo przecież całkiem uciec nie może. Tam poznaje Wiktora, dziennikarza alkoholika, który próbuje zacząć życie od nowa i Kamila, zbuntowanego osiemnastolatka, który kompletnie nie potrafi dogadać się z rodzicami. Razem próbują poznać sekret nawiedzonego bloku i uwolnić się od koszmarów. Przekonają się jednak, że nie wszyscy lokatorzy są ludźmi... 

Dzięki tej książce Zygmunt Miłoszewski został okrzyknięty polskim Stephenem Kingiem - moim zdaniem trochę na wyrost, gdyż książka aż tak nie przyprawia o gęsią skórkę jak chociażby Lśnienie czy Ręka Mistrza, ale nie da się zaprzeczyć, że jest genialna. Doskonały pomysł na powieść grozy, gdzie najstraszniejsze sceny rozgrywają się w windzie. Budowane napięcie sprawia, że rzeczywiście zaczynamy bać się koszmarów opowiadanych przez lokatorów nawiedzonego bloku. Mistrzowskie poczucie humoru, genialne teksty i zabawne dialogi rozluźniają mroczną atmosferę. Miłoszewski ironicznie wypowiada się o schematycznych postaciach filmowych, gdzie bohaterowie przez wiele dni walczą ze złem nie załatwiając najprostszych potrzeb fizjologicznych. A postać starej dewotki nie wychodzącej z domu bez różańca, święconej wody i miliona świętych obrazków wytrąci z równowagi nawet najspokojniejszego czytelnika. 
Groza, humor, napięcie, zagadka - tej książce niczego nie brakuje!

sobota, 25 stycznia 2014

Karaluchy - Jo Nesbo

W jednym z domów publicznych w Bangkoku znaleziono ciało norweskiego ambasadora. Rząd norweski za wszelką cenę chce utrzymać tę sprawę w tajemnicy. Dlatego na miejsce zbrodni wysyłają Harrego Hole - doskonałego śledczego, który ma jedną wadę, akurat w tej sprawie niezbędną - jest alkoholikiem. Właśnie nietrzeźwość umysłu głównego policjanta jest wszystkim na rękę, gdyż policja ma już podejrzanego, ale za wszelką cenę stara się utrzymać wszystko w tajemnicy. Dlaczego? Sprawa jest aż za bardzo skomplikowana. 

W samochodzie ambasadora policja znajduje zdjęcia z dziecięcą pornografią. Co więcej okazuje się, że ambasador był gejem, a jego rodzina (żona i córka) to tylko mistyfikacja, dzięki której zdobył tak wysokie stanowisko. Lubił hazard, wyścigi i nie mógł narzekać na nadmiar pieniędzy. Co więcej, był winny mafii spore pieniądze. Wiele osób miało więc powód, aby go zamordować. Harry Hole musi jednak rozstrzygnąć, który z motywów okazał się kluczowy. Jak zwykle w przypadku Nesbo, odpowiedź brzmi: żaden. Budowana przez kilkadziesiąt stron, doskonale zazębiająca się, intryga to tylko kolejny sposób na wykiwanie czytelnika. 

Czy książka jest dobra? Pewnie tak - zawiera wszystkie niepisane zasady dobrego kryminału. Zabójcą jest jedna z postaci, którą poznajemy już na początku. Intryga jest doskonale skonstruowała. Tropy mylące czytelnika są podsuwane z niezwykłą zręcznością. Zakończenie okazuje się całkowicie niespodziewane, czyli takie, jakiego wymaga kryminalna szarada. Jednak pozostaje pewien niedosyt po skończeniu lektury. Ma się wrażenie jakby Nesbo lekko przekombinował. A może to dlatego, że wbrew całej wymyślnej intrydze, motywem zbrodni okazał się ten najczęstszy powód ...

piątek, 24 stycznia 2014

Bułka grahamka, magdalenki i rosół... czyli skąd się wzięły nazwy potraw?

http://zapytaj.onet.pl/Category/016,003/2,23906385,
Jak_ugotowac_smaczny_rosol_.html
Rosół, dawniej rozsół, pochodzi od 'rozsolić'.

"Gwarantuję Państwu poprawność etymologicznego wywodu, by rosół kojarzyć z solą, a ściślej mówiąc z podstawą słowotwórczą rozsolić. Dzisiejszy rosół pochodzi od rozsolić i miał pierwotną postać rozsół, ale jak to w polszczyźnie: trudna do wymówienia zbitka spółgłoskowa, jeden z tych elementów wypadł (ta pierwsza spółgłoska [z]) i dziś mamy rosół." - Profesor Jan Miodek.



Podobnie jest z dzisiejszym masłem, które nie bez powodu kojarzy się z mazaniem. Pierwotna nazwa brzmiała mazsło i tak jak w przypadku rosołu, ze zbitki -zs zostało samo -s. 

Pierogi ruskie uznawane są za typowo polskie danie, a przecież pochodzą z Chin! Skąd więc przymiotnik 'ruskie'? Ponieważ pierogi ruskie były podawane głównie na terenach Rusi Czerwonej, która niegdyś należała do Polski. 

Jeśli chodzi ciastka magdalenki, mamy dwie legendy dotyczące ich etymologii. Jedna z nich głosi, że Magdalena, kucharka Stanisława Leszczyńskiego przygotowała królowi przepyszne ciastka, które tak mu zasmakowały, że nazwał je na cześć swojej utalentowanej kucharki. Niektórzy badacze nie zgadzają się jednak z tą teorią twierdząc, że magdalenki są wypiekiem Madeleine Paulmier, mistrzyni cukiernictwa. 

Bułki grahamki swoją nazwę zawdzięczają Sylwestrowi Grahamowi, który znany jest z pomysłu stworzenia diety antymasturbacyjnej, Uważał on bowiem, że białe pieczywo wzmaga popęd seksualny, a to z kolei prowadzi do ślepoty i szaleństwa. 

Pizza margherita otrzymała nazwę na cześć królowej Margherity  von Savoyen, dla której jeden z włoskich kucharzy przygotował pizzę przypominającą flagę Włoch, z czerwonymi pomidorami, białym serem mozzarella i zieloną bazylią. 

Sandwich zrodził się ze skrzyżowania nałogu z lenistwem. Lord Sandwich grając przez ponad 20 godzin w karty i jednocześnie umierając z głodu nakazał kucharce w dwa kawałki chleba włożyć dużo mięsa. Dzięki temu lord mógł zaspokoić głód nie odrywając się od gry i jednocześnie nie brudząc rąk. 

Mizeria obecnie cieszy się powodzeniem na talerzu, kiedyś jednak uważano ją za "mizerną" sałatką, ponieważ zawiera niewiele witamin. 



Ziarno prawdy - Zygmunt Miłoszewski

Teodor Szacki, po rozwiązaniu zagadki zabójstwa jednego z kuracjuszy (książka Uwikłanie) i niefortunnym romansie z dziennikarką, rozpoczyna nowe, samotne życie w Sandomierzu. Początkowo nienawidzi swojego kawalerskiego mieszkania, tipsiary-nimfomanki i dziury, w której musi wegetować. Z czasem jednak, zaczyna być coraz bardziej przekonany do nowego miejsca, zwłaszcza, że dzieje się tam naprawdę sporo...

Policja znajduje zwłoki kobiety, żony radnego, znanej działaczki, która cały wolny czas poświęca na organizowanie imprez dla dzieci z miasta. Kobieta została brutalnie zamordowana. Z niezwykłą precyzją morderca podciął jej gardło i spuścił całą krew z organizmu, gdy jeszcze żyła, a następnie zwłoki podrzucił w okolicach żydowskiego cmentarza. Denatka trzymała w ręku rodło - znak przypominający połowę swastyki, który miejscowym ludziom kojarzy się wyłącznie z Żydami. W krzakach obok ciała znaleziono również narzędzie zbrodni - dokładnie oczyszczone z wszelkich śladów. Co więcej, według legendy używano go wyłącznie do uboju rytualnego. Czyżby na pewno zabójca w pośpiechu zapomniał o "brzytwie"? Dziwny zbieg okoliczności, zwłaszcza, że pozostałe elementy zbrodni zostały precyzyjnie zaplanowane. Oczywiście, biorąc pod uwagę historię miasta, stosunki polsko-żydowskie na tym terenie oraz okoliczne legendy - w Sandomierzu wybuchła panika! Rodzice przestają posyłać dzieci do szkoły. Kto wie, czy jakiś Żyd nie zechce wymoczyć macy w krwi bezbronnych, niewinnych pociech?! Teodor Szacki, jako jedyny niezwiązany emocjonalnie z miastem i jego mieszkańcami rozpoczyna śledztwo, nie zważając na "miejscowe brednie". W toku śledztwa wychodzi na jaw, że zamordowana - Elżbieta miała romans z sandomierskim biznesmenem, co rzuca cień podejrzeń na jej męża. Problem polega jednak na tym, że mąż ofiary również został zamordowany! Zabójstwo, równie teatralne, jak poprzednie komplikuje całą sprawę. Wokół zawieszonych na haku, zmasakrowanych zwłok mężczyzny, wyłania się scena niczym z Dana Browna - krwią napisano skrót "KWP", a następnie dodano szereg cyfr. Czyżby zamieszana w to wszystko była Komenda Wojewódzka Policji? Ale co oznaczają te wszystkie cyfry? Teodor Szacki powoli zaczyna wariować, zwłaszcza, że chwilę później w podziemnych lochach znajduje ciało kochanka - biznesmena. Pan prokurator musi zmierzyć się z miejscowymi upiorami, o których krążą przerażające legendy. Gdzie oko za oko to główne motto. A motywy morderstwa, dzieciobójstwa i krzywoprzysięstwa ciągną się za nim przez całe śledztwo. O co w tym wszystkich chodzi? W mieście gdzie wszyscy się znają od urodzenia nie jest łatwo wydobyć jakiekolwiek informacje. Jak dotrzeć do ziarna prawdy, skoro WSZYSCY KŁAMIĄ?!

Świetna intryga, doskonale skomponowana kryminalna szarada, gdzie czytelnik musi naprawdę się wysilić, aby spróbować rozwiązać zagadkę. Spróbować, bo z pewnością nikomu się to w pełni nie uda. Miłoszewski tak gra z czytelnikiem, że jedynym realnym mordercą może być upiór. Ciekawym zabiegiem (stosowanym również w Uwikłaniu) jest rozpoczynanie kolejnych rozdziałów wycinkami z codziennych gazet, które są dobrane z iście sarkastycznym poczuciem humoru. Mistrzowskie dialogi, które mimo upiornej, krwistej scenerii potrafią doprowadzić czytelnika do łzawego śmiechu i doskonale skontrastowane postaci nadają powieści oryginalnego smaczku, który jest już znakiem rozpoznawalnym Miłoszewskiego. 


niedziela, 19 stycznia 2014

Upiory - Jo Nesbo

Harry Hole wraca do Oslo, gdy tylko dowiaduje się, że syn jego ukochanej - Oleg został oskarżony o morderstwo. Chociaż nie jest już policjantem, rozpoczyna śledztwo, próbując znaleźć jakiś punkt zaczepienia, dzięki któremu będzie mógł uniewinnić syna Rachel. 

Okazuje się, że Oleg nie jest już tym niewinnym dziesięcioletnim chłopcem, z którym Harry grał w tetris, czy jeździł na łyżwach. Chłopiec stał się narkomanem, dilerem, wpadł w towarzystwo, które z pewnością nie pomoże mu w drodze na studia prawnicze. I jeszcze został oskarżony o zabójstwo, swojego przyjaciela - ćpuna, dilera, chłopaka, który sprzedał własną siostrę za działkę! Harry próbuje za wszelką cenę znaleźć choćby jeden dowód przemawiający na korzyść chłopca. Jednak wszystko do czego udało się do tej pory dojść policji nie budzi wątpliwości - wina Olega jest bezapelacyjna. Czy Harremu uda się wyciągnąć chłopaka z więzienia? Czy znajdzie prawdziwego zabójcę? I przede wszystkim: czy Harry w ogóle wierzy w jego niewinność? Świat narkotyków z bezbronnego dziecka może przecież uczynić bezwzględnego ćpuna, dla którego jedną wartością jest działka. 

Jak do tej pory, jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy, kryminał Nesbo. Czytając go w połączeniu z Policją - emocje są niesamowite. Nesbo bawi się z czytelnikiem w kotka i myszkę. Urywa akcję w kluczowych momentach, tylko po to, aby wprowadzić mylne tropy. Sprawnie prowadzi nas przez świat narkotyków, mafii, wielkich przekrętów i wielkich osobistości zamieszanych w brudne sprawy. Narracja prowadzona jest z dwóch perspektyw. Ciekawym i nowym zabiegiem u Nesbo jest wprowadzenie, równolegle z akcją, fragmentów wspomnień, pamiętnika osoby zamordowanej. Dzięki temu odkrywamy tę samą zbrodnię na dwóch płaszczyznach. Doskonała kreacja postaci, gdzie nawet do szefa mafii momentami czujemy sympatię. Najbardziej przełomowe jest jednak zakończenie - coś w stylu zabiegu Agaty Christie w Zabójstwie Rogera Ackroyda - w każdym razie zupełnie NIESPODZIEWANE! 

wtorek, 14 stycznia 2014

Wybawiciel - Jo Nesbo

Armia Zbawienia to organizacja opierająca się na żelaznych zasadach. Nie ma taryfy ulgowej, nie ma miejsca na słabości czy pomyłki. Ma przede wszystkim pomagać! Jednak nawet w tak doskonałej organizacji, zawsze znajdzie się jedna osoba, która przekreśli cały dorobek pokoleń. 

Podczas świątecznego koncertu Armii Zbawienia, ginie jeden z żołnierzy. I to nie przypadkowo. Zbrodnia była dokładnie zaplanowała. Jeden celny strzał, zero świadków, trup na miejscu. Czy aby na pewno zginęła właściwa osoba? W końcu wiadomo, że rodzeństwo może być do siebie niewiarygodnie podobne... Gwałcone nieletnie dziewczyny. Przekręty na dużą skalę. Ogromne pieniądze i ogromne ryzyko. A tam gdzie jest duża kasa, są też silne osobowości, które są w stanie zrobić wszystko, aby dopiąć swego. W końcu cel uświęca środki, a w Armii Zbawienia świętość jest szalenie ważna. 

Harry Hole kolejny raz staje przed koniecznością rozwiązania zagadki niemożliwej. I kolejny raz w kluczowym momencie wraca do nałogu. Czy będzie na tyle silny, aby rozwiązać zagadkę? Czy może wymierzenie sprawiedliwości zostawi mordercy? Jedno jest pewna - Harry na własnej skórze przekona się, że niektóre zbrodnie nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego, nawet, gdyby osoba za nie odpowiedzialna miała ponieść surową karę, z ręki wymiaru sprawiedliwości. 

Krew, zbrodnia, okrucieństwo i dużo przemocy. Nesbo potrafi jednak, dobrą intrygą, przemyślaną zagadką i ironicznym poczuciem humoru, wyciszyć wszystkie negatywne emocje i brutalne obrazy, nasuwające się czytelnikowi. Jak zwykle - winnym okazuje się osoba najmniej podejrzana. 

wtorek, 7 stycznia 2014

Tekstonika uczuć - Éric-Emmanuel Schmitt

O tym w jaki sposób kochają kobiety, a w jaki mężczyźni. O różnicach przez które żadna z płci nie zrozumie przeciwnej. O zemście, stracie, nienawiści, miłości. O tym, jak los nas karze, gdy nie doceniamy tego, co mamy...

Diane, silna, niezależna kobieta sukcesu. Związana z, po uszy zakochanym w niej, Richardem (który sporo się natrudził, aby w końcu ją zdobyć). Odrzuca kilkakrotnie jego oświadczyny, żeby później narzekać, że mężczyzna nie chce się z nią ożenić. Uważa, że czegoś jej w związku brakuje, że Richard już nie zabiega o nią tak, jak na początku. Śmie nawet ziewać w jej obecności! Postanawia mu powiedzieć, że jej uczucie osłabło i że taki związek nie ma sensu. Mężczyzna, choć zdruzgotany, aby zachować dumę zgadza się z nią. Postanawiają zostać przyjaciółmi. Po pewnym czasie, Richard planuje jej się oświadczyć, a Diane planuje go upokorzyć, podsyłając mu... dziwkę, która ma rozkochać w sobie mężczyznę. Jednak nic nie dzieje się tak, jak Diane sobie zaplanowała. Po pewnym czasie, świat zaczyna walić jej się na głowę. A od pewnych decyzji nie ma już odwrotu. 

Autor znany głównie z genialnego utworu Oskar i pani Róża tym razem dokonuje wiwisekcji ludzkich uczuć. Pokazuje, że kobieta nie może myśleć za mężczyznę i odwrotnie; że tylko szczera rozmowa może prowadzić do zrozumienia. A gra w miłość nigdy się nie sprawdza.

Czytelnik brnąc przez trudy związku Diane i Richarda ma nadzieję, że wszystko skończy się dla nich dobrze. Że na końcu książki znajdzie złotą receptę na udany związek. Nic takiego się nie dzieje. Wprawdzie wszystko kończy się dobrze, ale dla innych osób. A recepta? Rozmowa, szczerość? Nie wiem. Tektonika uczuć jej nie podaje. 

Cień wiatru - Carlos Ruiz Zafón

14 milionów sprzedanych egzemplarzy, wydanych w 40 krajach. Książka przetłumaczona na 30 języków! Nie ma chyba osoby, która nie słyszałaby o Cieniu wiatru. Cytaty z niej krążą po internecie w formie złotych myśli - udostępniane przez osoby, które niekoniecznie miały tę książkę chociażby w ręku. Wszyscy, którzy przeczytali są zachwyceni. Nie sposób przejść obojętnie wobec półki z Cieniem wiatru - wszyscy dookoła zachęcają, aby po nią sięgnąć. 

Po pierwszych kilku stronach nie rozumiałam fenomenu tej książki. Mądre powiedzenia, trochę wzruszenia, trochę humoru, książka jakich sporo. Cieszę się jednak, że uparcie czytałam nadal, nie odkładając jej w kąt, czekając na coś więcej. A to przyszło wraz z rozpoczęciem przygody Daniela.

Dziesięcioletni chłopak zostaje zaprowadzony przez ojca na Cmentarz Zapomnianych Książek. Jest to miejsce znajdujące się w centrum Barcelony, gdzie "żyją" książki po które już nikt nie sięga. Zgodnie z tradycją, chłopiec miał wybrać książkę, którą się zaopiekuje. Daniel przemierzając półki natrafia na Cień wiatru Juliana Caraxa - tak, jakby to właśnie jemu była przeznaczona ta książka. Zauroczony fabułą, postanawia przeczytać inne książki tego autora, jednak jak się okazuje, została tylko ta jedna. Wszystkie egzemplarze zostały spalone - ktoś bardzo się postarał o to, aby Julian Carax został zapomniany, umarł - w końcu "żyjemy, dopóki ktoś o nas pamięta". Daniel nie daje jednak za wygraną i rozpoczyna śledztwo dotyczące życia Caraxa. Wiedziony zauroczeniem osobą autora, zaczyna wchodzić w życie osób, które kiedykolwiek miały jakiś związek z Julianem Caraxem. Odkrywa mroczne sekrety, o których nikt nie powinien się dowiedzieć, odkrywa świeżo zabliźnione rany i sam żyje życiem Caraxa. Ta książka jest jak przepowiednia - życie Daniela zaczyna coraz bardziej przypominać historię Juliana. A może to po prostu ostrzeżenie, aby chłopiec nie popełniał tych samych błędów? Wycieczka w przeszłość tajemniczego autora przyniesie chłopcu wiele bólu, rozczarowania, cierpienia, ale także sprowadzi miłość, przyjaźń i lekcję prawdziwego życia. Jest jednak wiele osób, które chcą go powstrzymać przed grzebaniem w przeszłości. Jedną z nich jest tajemniczy mężczyzna bez twarzy, nawiedzający Daniela niczym diabeł. Dlaczego tak bardzo nienawidzi Caraxa? Czy uda mu się zniechęcić chłopca do poszukiwań? Czy historia Daniela okaże się równie tragiczna jak historia Juliana?

Książka, w której niemal każde zdanie może być pięknym cytatem. Dużo dobrego i inteligentnego humoru, mnóstwo życiowych prawd, doskonała psychologia postaci. Momentami akcja przypomina dobry thriller, a czasami mądrą powieść obyczajową. Narracja prowadzona z perspektywy różnych postaci pozwala nam dogłębnie poznać i zrozumieć tragiczną historię bohatera. Jest to książka z gatunku tych, które warto przeczytać ... dla siebie, gdyż "książki są lustrem: widzisz w nich tylko to, co już masz w sobie".



niedziela, 5 stycznia 2014

Jo Nesbo - Człowiek nietoperz

Słynny norweski śledczy Harry Hole przybywa do Sydney, aby rozwiązać zagadkę zabójstwa swojej rodaczki. Dziewczyna została zgwałcona i uduszona. A jak się okazuje, w Sydney ostatnio podobne zbrodnie zdarzały się zbyt często, aby można było uznać je za przypadek. Wszystkie zamordowane dziewczyny łączyło jedno - były blondynkami. Czy kolor włosów faktycznie przesądził o ich śmierci? Czy może policja pominęła drobny, ale kluczowy szczegół łączący wszystkie zbrodnie? 

Jak Harry się przekonał, Sydney to wielokulturowe miasto, w którym każdy obcy czuje się jednocześnie zarówno odrzucony jak i przyjęty do rodziny. Jedną z licznych, ale pogardzanych kultur są Aborygeni - do których należy również tymczasowy partner Harrego. Andrew to policjant, były bokser, Aborygen, który oprócz tego, że ma bardzo liczne kontakty w podejrzanych środowiskach, ma również niejeden grzech na sumieniu. I właśnie przez ten grzech, rozwiązanie śledztwa zgwałconych kobiet może okazać się jeszcze trudniejsze. 

Harry zmierzy się z kulturą, którą nie do końca rozumie. Z odrzuceniem jednostek i zemstą za przodków. Z opowieściami, które odpowiednio zinterpretowane mogą okazać się kluczem do rozwiązania wielu zagadek. Z lojalnością wobec nowo poznanego przyjaciela i kobietą, która może okazać się kimś więcej niż delegacyjnym romansem. A przede wszystkim zmierzy się ze swoim alkoholizmem? Czy w decydującym momencie będzie umiał odmówić? Nic nie jest tak ważne w tym śledztwie, jak trzeźwy umysł! 

Człowiek nietoperz to pierwsza książka z serii o Harrym Hole'u. W 1998 Jo Nesbo otrzymał za nią Nagrodę Szklanego Klucza, jako za najlepszą norweską powieść kryminalną. Zwarta akcja, inteligentne dialogi, ciekawe wątki. Nesbo podsuwa kruczki, dzięki którym czytelnik może domyślać się pewnych rzeczy, snuć własne teorie, typować zabójcę. A w momencie, gdy jest pewny swego - otrzymuje pstryczka w nos i zabawa zaczyna się od początku. Nagle główni, typowani przez nas, podejrzani stają się ofiarami! Czytelnik czuje się zagubiony, bo już sam nie wie kogo i o co ma podejrzewać. Kto jest tym dobrym, a kto złym bohaterem. W jednej minucie osoba, którą darzymy sympatią, nawet podziwiamy, może okazać się najgorszym czarnym charakterem, z jakim mieliśmy styczność. Nesbo manipuluje czytelnikiem, wzbudza wszelkie możliwe emocje: złość, gniew, smutek, żal, litość. Na pewno nie można mu zarzucić nudy. 



czwartek, 2 stycznia 2014

Do siego roku!

Zaraz po uroczystym powitaniu nowego roku, wszyscy składamy sobie życzenia: oby nowy rok był lepszy, szczęśliwszy. Do popularnych życzeń należy również zdanie: do siego roku! Musimy pamiętać: mimo iż wymawiamy do-siego jak jeden wyraz, zapisujemy oddzielnie: do siego

A co oznacza wyraz siego?

W języku prasłowiańskim mieliśmy zaimek si, ś. (M. si, ś ; D. siego; C. siemu; B. si, ś; N. sim; Msc. siem)

Oznaczał on tyle samo co ten. 
si, ś - ten
sia - ta
sio - to 


Życząc komuś do siego roku życzymy, aby dotrwał w zdrowiu do tego roku, który nadejdzie.






Oto przykład jak NIE należy pisać :D

http://www.skupienski.pl/wp-content/uploads/2012/01/z10897053X.jpg