Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bezcenny. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bezcenny. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 12 października 2014

Zygmunt Miłoszewski - Gniew

Nie jest żadną tajemnicą, że w moim mniemaniu Miłoszewski jest najlepszym polskim pisarzem. Świadczy o tym nie tylko ogromna, wręcz rekordowa liczba sprzedanych egzemplarzy. Nawet nie wielość przekładów na języki obce (9!), czy zagraniczne nagrody. Ale liczba oddanych, wiernych czytelników, którzy odliczają dni do premiery najnowszej książki. Sama, gdy tylko pojawiła się wiadomość, że książka już jest, pobiegłam do księgarni. Jednocześnie z ciekawością i niechęcią zabrałam się do czytania. Dlaczego z niechęcią? Bo Gniew jest ostatnią częścią kryminalnej trylogii o "przygodach" prokuratora Teodora Szackiego. Trochę zrzędliwego, marudnego, ale niezwykle inteligentnego i przenikliwego mężczyzny, który podejmuje się spraw trudnych, skomplikowanych i tak bardzo polskich. Ciężko pożegnać się z takim bohaterem. Zwłaszcza, że we współczesnej literaturze takich wyrazistych i głębokich postaci jest niewiele. 

Teodor Szacki po zawiejach życiowych (Uwikłanie, Ziarno prawdy) osiedla się w końcu w Olsztynie. Stopniowo porządkuje swoje życie osobiste: mieszka z trochę szaloną, w dobrym tego słowa znaczeniu, kobietą o imieniu Żenia oraz wbrew płaczom i błaganiom nastolatki, ze swoją 16-letnią córką Helą. Pracuje oczywiście w prokuraturze zajmując się drobnymi przestępstwami, popełnianymi na prowincjach. I z całej siły, ku oburzeniu lokalnych patriotów, nienawidzi miasta 11 jezior. Gdzie jest szaro, ponuro, nawet śnieg przypomina lejące się z nieba błoto, a układ ulic w mieści projektował jakiś pijak nie mający pojęcia o ruchu drogowym i jego usprawnieniu. Jednym słowem spokój, rutyna i potrzebna, od czasu do czasu, irytacja.

Aż pewnego dnia prokurator Szacki zostaje telefonicznie wezwany do odfajkowania Niemca, jak nazywają tutejsi przedwojenne szczątki. Po przeprowadzeniu rutynowych czynności odsyła szkielet do uczelni medycznej, tam w końcu przyda się najbardziej. Ale jeden telefon sprawia, że Szacki staje przed najtrudniejszą sprawą w całym swoim życiu i po raz pierwszy znajduje się po drugiej stronie sprawiedliwości. Okazuje się, że znalezione kości nie są wcale przedwojenne. Ani nawet kilkuletnie. Są to szczątki zaginionego przed tygodniem mężczyzny! Jakim cudem w ciągu kilku dni z dobrze zbudowanego, silnego mężczyzny została sterta kości? W tym celu Szacki bierze udział w eksperymencie przeprowadzanym przez doktora Frankensteina (to nie żart!) i jego asystentkę. Naukowcy odkrywają, że mężczyzna został... rozpuszczony żywcem w kwasie podobnym do tego, który służy do udrażniania rur. Ktoś zadał sobie wiele trudu, żeby bestialsko zamordować ofiarę. Tylko dlaczego? Ta przerażająca zbrodnia jest dopiero wstępem, do mających rozegrać się w Olsztynie zagadek kryminalnych. Powoli zostają okaleczone osoby w jakiś sposób zamieszane w przemoc domową. Mężczyzna, który dręczył żonę psychicznie, sąsiad, który nie pomógł, chociaż słyszał krzyki i prokurator zmęczony życiem, który zlekceważył sygnał wysyłany przez prześladowaną kobietę. Tym prokuratorem jest Teodor Szacki. Nie dość, że walczy o rozwiązanie przerażającej zbrodni to jeszcze musi zachować zimną krew i ochronić najbliższą mu osobę przed szaleńcem, owładniętym ideą samosądów i manią sprawiedliwości. Po praz pierwszy w życiu Szacki posunie się do ostateczności i zrozumie co czują przesłuchiwani przez niego oskarżeni. 

Genialna powieść Zygmunt Miłoszewskiego, laureata wielu nagród, w tym Nagrody Wielkiego Kalibru za najlepszą polską powieść kryminalną i sensacyjną. Wciągająca intryga, niesamowita akcja i rewelacyjne, inteligentne niekiedy ironiczne, poczucie humoru. Książki Miłoszewskiego mają w sobie pewien urok. Nie da się ich czytać jednym tempem. Potrafią przestraszyć, rozśmieszyć, wzruszyć. Autor ze zwyczajnej, codziennej sceny potrafi zrobić prawdziwy stand-up, którego nie powstydziliby się zawodowi komicy. Co rzuca się w oczy, to niezwykła precyzja w dobieraniu szczegółów i ogromna erudycja autora. Miłoszewski zachwyca każdym rozdziałem. Jego, znana już z poprzednich części, technika rozpoczynania akcji od przytoczenia wycinków z gazet, dotyczących świata, kraju, regionu, przeplatana sarkastycznymi komentarzami, zakończona uwagą o aktualnej pogodzie, jest niezwykle ciekawym, dopełniającym akcję, zabiegiem literackim. Głęboko zakorzeniona intryga i wyraziste postaci, dopełniają obraz kryminalnej szarady. Z każdą częścią widzimy zmianę Teodora Szackiego. Z ambitnego, młodego prokuratora (Uwikłanie), po przechodzącego kryzys, zaliczającego przygody miłosne,  rozwodnika (Ziarno prawdy), aż po statecznego mężczyznę próbującego ułożyć życie na nowo (Gniew). 

Pożegnanie z Szackim jest zapewne trudne dla każdego czytelnika, śledzącego od początku jego prokuratorskie sprawy. Fakt, że ostatnia część ma zakończenie otwarte pozostawia nadzieję, że być może kiedyś autor zmieni zdanie i powróci do ulubionego przez Polaków prokuratora. Miejmy taką nadzieję! 

sobota, 31 sierpnia 2013

Bezcenny, Zygmunt Miłoszewski

Długo opierałam się przed przeczytaniem Bezcennego, głównie dlatego, że autor został jednogłośnie okrzyknięty przez recenzentów polskim Danem Brownem. Nie podobało mi się to porównanie. Z całym szacunkiem dla polskich thrillerzystów, nikt według mnie nie był w stanie zrównać się z mistrzem. W końcu za takiego uważałam Browna. Mimo że wielu historyków sztuki (i ludzi nauki związanych z innymi dziedzinami) zarzucali mu mnóstwo poważnych błędów, uważałam, że autor ma pełne prawo do jednego, do subiektywizacji!
W Bezcennym zaintrygowała mnie już okładka. Wiem, że „nie ocenia się książki po okładce”, ale nie ma co się oszukiwać, dobra okładka to jeden ze szczebli do sukcesu książki. Pierwszych kilka stron, przyznam szczerze, trochę mnie zmęczyło. Być może dlatego, że związane były z etapem historii, który wyjątkowo mnie odrzuca. Mnóstwo rozpoczętych wątków, nowych postaci, dziwnych historii, które, na pierwszy rzut oka nie trzymały się kupy. Prawdziwa przygoda z Bezcennym  zaczęła się po niespełna 30 stronach. Kiedy rozpoczynane opowieści zaczęły mnie intrygować. Wtedy poznałam Karola marszanda (handlarza dziełami sztuki), doktor Zofię (specjalistkę od zaginionych dzieł sztuki), kolejny raz pojawił się Anatol (oficer służb specjalnych, tyle, że na emeryturze), a dopełnieniem tej ironicznej grupy była światowej sławy złodziejka dzieł sztuki. Cztery odmienne charaktery, osoby stojące po przeciwnych stronach prawa, miały działać razem w specjalnym, tajnym zadaniu: kradzieży ponoć odnalezionego Portretu Młodzieńca Rafaela na zlecenie… premiera. Zadanie wydawałoby się absurdalne, ale największym zaskoczeniem okazało się to, że grupa obcych, całkowicie odmiennych osób zgrała się lepiej niż niejedna wojskowa ekipa. I pewnie udałoby im się dokonać kradzieży, gdyby cała misja nie okazała się podpuchą! Zostali wystawieni! I to przez kogo? Przez polski rząd. Próbując rozgryźć o co w tym naprawdę chodzi i przy okazji przeżyć rozpoczynają pełną napięcia podróż po Europie. Podróż szlakiem najwybitniejszych impresjonistów, ale także podróż po kartach historii polskiego narodu, ograbionego niegdyś z najwspanialszych dzieł sztuki. Po drodze odkrywają sekrety, które dla dobra amerykańskiego narodu, nie powinny nigdy wypłynąć.

Książka pod każdym względem jest genialna! Mnóstwo ciekawych opowieści, z których każda ma niezwykłe znaczenie dla całości fabuły. Doskonały wykład historii sztuki, podczas którego nawet największy laik nie zgubi wątku. A co najważniejsze, wspaniała intryga, utrzymana na najwyższym poziomie do ostatniej strony! Filmowe zwroty akcji i trzymająca w napięciu fabuła sprawiają, że od tej książki nie sposób się oderwać. Czytając ją, nie mogłam uwierzyć, że została napisane przez Polaka. Gdyby nie pojawiające się często polskie krajobrazy (Podkarpacie, Zakopane, Kraków) i typowo polskie imiona autorstwo przypisałabym bez wątpienia Brownowi. Może to cios dla autora, a może komplement, ale muszę przyznać, że zasłużył na miano polskiego Dana Browna. Moim zdaniem, nie tylko mu dorównał, ale nawet rzucił wyzwanie. Czy Inferno będzie tak dobry jak Bezcenny? Z odpowiedzią na to pytanie, muszę poczekać jeszcze parę miesięcy. Na razie przyznaję, że jako studentka filologii polskiej przeczytałam tysiące książek polskich autorów, ale (wywołując pewnie oburzenia grona profesorów) nigdy tak dobrej! Chyle czoła przed moim nowym mistrzem wyobraźni.