niedziela, 23 grudnia 2012

Księga powietrza i cieni - recenzja



Księga powietrza i cieni

„Żyjemy w świecie podróbek doskonałych. Czy Szekspira też da się podrobić?” Przypadkowo odkryte zaszyfrowane listy z XVII wieku zawierają informację na temat nieznanej sztuki Szekspira. Czy bohaterom uda się złamać szyfr i znaleźć miejsce, największego w świecie literatury, skarbu? Czy sztuka o Marii Stuart naprawdę wyszła spod pióra Szekspira? A przede wszystkim, czy wspomniany rękopis w ogóle istnieje?

Mishkin – nadziany prawnik zajmujący się prawem własności i Crossteii – pracownik antykwariatu, zbierający na studia w nowojorskiej szkole filmowej – połączyła ich tajemnica szyfru Szekspira i… ta sama kobieta. Uciekinierka o dramatycznej przeszłości, posiadająca nie tylko dwie tożsamości, ale także dwie twarze. Czy mężczyźni – stojący początkowo, po dwóch stronach barykady, w porę zorientują się, że ratują tą samą osobę? Dlaczego giną najwybitniejsi szekspirolodzy? Co ma do tego rosyjska mafia i polski szpieg? A przede wszystkim: czy sztuka naprawdę istnieje?

Akcja powieści rozgrywa się na trzech płaszczyznach: w czasie teraźniejszym, przeszłym i zaprzeszłym. Autor genialnie wprowadza degresje, które urozmaicają tekst, ale nie gubią głównego wątku. Za pomocą XVII-wiecznych listów wprowadza nas w czasy Szekspira prezentując życie Barda. Doskonale skonstruowana intryga, która mocno trzyma w napięciu, do czasu... Gruber w zakończeniu zdecydowanie „przekombinował”. Jakby sam temat i wątek nie był wystarczająco ciekawy. Skumulował strzelaninę, dwa porwania, kilka ucieczek i pościgów w jednej godzinie świata przedstawionego. Ile razy w ciągu dnia można ratować tą samą kobietę, z tej samej opresji? Czytelnik mało tego, że się gubi: kto kogo zabił, kto kogo porwał, co się z nią stało, to jeszcze jest znudzony ciągłymi rozpędami niedokończonych akcji. Gruber jest bez wątpienia jednym z najwybitniejszych twórców powieści sensacyjnych, ale jak mówi przysłowie, czasami „co za dużo, to niezdrowo”.

Brak komentarzy: