środa, 18 marca 2015

Słowa, dzięki którym "zabłyśniesz", I

Coraz modniejsze stają się trudno brzmiące słowa. Dzięki nim kreujemy się na inteligentnych, obytych, oczytanych. A jaką radość czujemy, gdy rozmówca nie zna, użytego przez nas wyrazu! :)

Oto kilka mało znanych słów. Ale pamiętaj: wszystko z pokorą i umiarem - trzeba znać czas i miejsce, aby zabłysnąć :)

Imponderabilia - rzeczy nieuchwytne, nie dające się zważyć, zmierzyć, np. uczucia.

Majuskuła to wielka litera alfabetu.

Minuskuła to mała litera alfabetu (terminy używane głównie przez historyków). 

Prokrastynacja - tzw. "syndrom studenta", czyli odkładanie wszystkiego na później.

Frenezja - gwałtowność, żywiołowość. 

Kuriozum - dziwaczność, coś co budzi zdumienie, zaciekawia niezwykłością.

Konterfekt to trudno brzmiące słowo oznacza wizerunek, portret, podobiznę. 

Ambiwalencja - przeżywanie sprzecznych uczuć; np. z jednej strony bardzo się boje, ale z drugiej nie mogę się doczekać nowego wyzwania. 

Humbug - nagłośniona, rozreklamowana sprawa, która po czasie okazuje się oszustwem. 

Detencja - pozbawienie wolności. 

Plenipotencja to działanie w czyimś zastępstwie (prawo do podejmowania czynności prawnych w imieniu osoby reprezentowanej - termin prawniczy).

Ekwilibrystyczny - wyjątkowo zręczny.

Defenestracja - wyrzucenie kogoś, lub zmuszenie do opuszczenia pomieszczenia przez okno.

Atawizm - występowanie u kogoś cech przodków, inaczej regresja ewolucyjna. 

Zelota to fanatyk, zagorzały entuzjasta. 


Znane każdemu, ale rzadko używane:
Egalitaryzm - pogląd głoszący, że równość jest podstawą sprawiedliwego ustroju społecznego.

Eksplikacja - wyjaśnienie, objaśnienie.

Dekadencja chylenie się ku upadkowi, schyłek.

Korelacja - wzajemne powiązanie, współzależność. 

Konfabulacja - opowiadanie zmyślonych przeżyć.

Paralela - powiązanie, zestawienie. 

Rewaloryzacja - przywrócenie poprzedniej wartości, odnowienie. 

Skonfundowany - zakłopotany. 

Somnambulizm - lunatyzm. 

Trychotomia - trójdzielność, podział na trzy części. 




niedziela, 8 marca 2015

Błędnie używane słowa: tudzież

Sprawa z tudzież jest o tyle trudna, że przez lata wyraz ten całkowicie zmienił znaczenie.

Dawniej był synonimem i, oraz, także, też. Obecnie jednak jest używany jako zamiennik lub czy albo. I chociaż w słownikach nadal występuje wyłącznie pierwsze znaczenie - tudzież jest spójnikiem, który łączy słowa i zdania równorzędne (wskazuje zjawiska, osoby, fakty występujące równocześnie) - częstotliwość użycia "nowego" znaczenia (jako synonimu lub) sprawia, że niewiele osób wyczuwa błąd.
Być może za jakiś czas, tudzież zostanie całkowicie przedefiniowane.

czwartek, 5 marca 2015

Wyrazy zmieniające znaczenie: pasja, pasjonat

najwer.wordpress.com
Pasjonat to osoba, która ma pasję, czyli zamiłowanie do czegoś. I tylko takie znaczenie tego słowa, funkcjonuje we współczesnej polszczyźnie.

Jednak jeszcze do niedawna, w słownikach języka polskiego pod hasłem pasjonat, znajdowaliśmy wyłącznie osobę łatwo unoszącą się gniewem, wpadającą w pasję, czyli w złość. 

Pasją nazywamy również fragmenty Ewangelii opowiadające o męce Pańskiej (stąd głośny film Pasja).

Za przyczynę przesunięcia znaczeniowego, które dokonało się w słowie pasjonat, możemy uważać wieloznaczność pojęcia pasja. Musimy jednak również pamiętać o pierwszej i starszej definicji.

Przy okazji warto dodać, że narzędnik słowa pasjonat brzmi pasjonatem (a nie pasjonatą, gdyż forma mianownikowa to pasjonat, a nie pasjonata). 

środa, 4 marca 2015

Kwestja krwi - Marcin Wroński

Zamość, 1926 rok. Poznajemy Zygę Maciejewskiego w momencie, gdy przerywa studia prawnicze, zostaje aspirantem i rozpoczyna pracę tajniaka w policji w Zamościu. Pierwsza sprawa jaką dostaje dotyczy zaginionej dziewczyny. Z pozoru łatwa, ciągnie się latami i... nie kończy pomyślnie.

Radca prawny, zupełnie przypadkowo znajduje w ogrodzie zoologicznym zakrwawioną rękawiczkę. I chociaż jest ona dość zniszczona, zauważa inicjały właścicielki. Ponieważ podejrzewa, do kogo rękawiczka może należeć, zgłasza sprawę policji, prosząc o dyskrecję, gdyż nie chce, żeby ktokolwiek łączył go z zaginięciem dziewczyny. 

Śledztwo Maciejewskiego wykazuje, że dziewczyna, z pozoru grzeczna i ułożona, niejedno miała na sumieniu. Czy aż tyle, by ktoś ją chciał zlikwidować? Anna to przeciętna uczennica. Nie dałaby sobie rady bez korepetycji. Dlatego raz w tygodniu odwiedza ją starszy kolega z gimnazjum męskiego i pomaga w przyswojeniu materiału z przyrody czy matematyki. Dziewczyna nie wie, że jej korepetytor jest w niej szaleńczo zakochany. Chłopak codziennie chodzi do kościoła i często udziela się we wszystkich katolickich wydarzeniach. Dlatego wiadomość o tym, że, zdaniem znajomych, przyszły ksiądz, pisze erotyczne wiersze o swojej uczennicy, staje się prawdziwym szokiem. Tak wielkim, że chłopak, być może jedyna osoba, która wie gdzie jest Anna, próbuje popełnić samobójstwo. Badając sprawę zaginięcia, Maciejewski odwiedza rodzinną miejscowość dziewczyny i poznaje jej twardego i wyniosłego ojca, a także siostrę i jej narzeczonego, z którym (uwaga) Anna miała romans. Prawdopodobnie dziewczyna zaszła w ciążę z przyszłym mężem swojej siostry. Jej zniknięcie byłby więc na rękę dosłownie wszystkim. 

Maciejewski ma o tyle trudne zadanie, że jest w Zamościu nowy, a wszyscy z policji patrzą mu na ręce i żądają natychmiastowego zakończenia sprawy, niezależnie od wyników śledztwa. Czy Zyga poradzi sobie z pierwszym prawdziwym dochodzeniem? Przekonamy się, że ta sprawa będzie się za nim ciągnęła latami...

Narracja prowadzona jest na dwóch płaszczyznach, w momencie otrzymania sprawy przez aspiranta, oraz po latach, gdy Zyga jest trenerem boksu i przypadkowo ma zatargi z Milicją Obywatelską. Obie płaszczyzny łączy osoba, która miała szczególny udział w zniknięciu Anny. Maciejewski przypomina Marlowe'a z powieści Chandlera czy bohaterów Marka Krajewskiego. Jest twardym, nieugiętym gliną, który nie zawsze prowadzi śledztwo według policyjnych reguł. 



piątek, 20 lutego 2015

Ach, ech, och, aha, oho

Zasada jest bardzo prosta: ach, ech, och - wyrażające zachwyt piszemy przez ch (ochy i achy).
Natomiast aha - używane zwykle jako potwierdzenie czegoś zapisujemy przez h


W przypadku eh spotykamy się również z pisownią przez h, jednak jest ona dużo rzadsza niż ech
Obecnie pod wpływem języka angielskiego pojawiła się także forma oh pisana przez h, jednak musimy pamiętać, że angielskie oh czytamy jako i ma ono niewiele wspólnego z naszym polskim och wyrażającym zachwyt. Przez h zapisujemy natomiast oho - wykrzyknik wzmacniający wypowiedź; wykrzyknik używany w momencie uświadomienia sobie czegoś: Oho, jestem już spóźniona!




A jak zapisać śmiech: cha cha, ha ha, chi chi, hi hi


Prof. Jerzy Bralczyk




czwartek, 19 lutego 2015

Wszem wobec

Ogłaszam wszem wobec, że powiedzenie "wszem i wobec" jest niepoprawne. 

Wszem to inaczej wszystkim, a wobec to wyrażanie przyimkowe od dawnego rzeczownika obec, czyli "ogół ludzi, społeczność". Poprawna i utarta struktura brzmi wszem wobec, czyli wszystkim obecnym. Jednak poprzez błędną analogię do takich powiedzeń jak krótko i węzłowato, ład i porządek, wszystko i nic, tu i teraz zaczęto dodawać spójnik i, tworząc nielogiczną, niepoprawną i nieuzasadnioną historycznie formę. Jest ona tak często używana (dwukrotnie częściej niż poprawna!), że być może z czasem zostanie zaaprobowana przez językoznawców. Obecnie jednak słowniki nie dopuszczają formy wszem i wobec.

środa, 18 lutego 2015

Żona złotnika - Sophia Tobin

Tę książkę mogłam przeczytać dzięki uprzejmości Wydawnictwa PWN

Autorzy thrillerów historycznych szczególnie upodobali sobie Londyn jako miasto zbrodni. Jerzy Siewierski autor Powieści kryminalnej uważa że to deszczowy londyński klimat sprawia, że to miasto aż prosi się o serię morderstw. Stwierdza również, że legenda Kuby Rozpruwacza prowadzi rękę pisarzy po mrocznych ulicach Londynu, na których uczuć powiew zbrodni. Być może coś w tym jest. Ja jednak nie wyobrażam sobie, że akcja Żony złotnika mogłaby dziać się w innym mieście. Tylko XVIII wieczny Londyn był w stanie pomieści tyle intryg, powiązań, tajemnic, układów społecznych i tyle goryczy. 

W zimowy wieczór stróż patrolujący ulice zauważa ciało. Myśląc, że to jakiś pijak, postanawia kilkoma kopniakami sprowadzić delikwenta do pionu. Po chwili okazuje się, że mężczyzna nie żyje. Ktoś poderżnął mu gardło. Nie jest to jednak zwykły włóczęga, ale słynny w całej okolicy złotnik Pierre Renard. Wymiar sprawiedliwości orzeka jednogłośnie, że przyczyną śmierci mężczyzny był napad. To jednak nie zamyka sprawy. Plotki krążące po Londynie wyciągają na światło dziennie sprawy, których dla dobra rodziny Pierra i jego opinii, nikt nie powinien poznać. 

Renard kilka lat wcześniej poślubił córkę złotnika - Mary. Z pozoru byli szczęśliwym i dobranym małżeństwem, jednak za zamkniętymi drzwiami ich domu rozgrywał się prawdziwy dramat. Pierre nienawidził młodszego brata żony, który był lekko opóźniony w rozwoju. Mężczyzna nie mógł pogodzić się z tym, że w jego rodzinie jest jakaś słaba jednostka. Miłość żony do brata napawała go obrzydzeniem i z czasem zaczął nienawidzić również Mary. Znęcał się nad nią i podtruwał, a po śmierci jej brata i rodziców zamknął w domu. Izolując ją przed całym światem, marzył wyłącznie o jej śmierci. W tym samym czasie poznał żonę jednego ze swoich klientów - rozpuszczoną, ale piękną i bogatą, z którą nawiązał romans. Jak złotnik potrafił sprzedać wszystko, podlizując się i zachwalając swoje wyroby. Jako mężczyzna był zaborczy, zawistny, żądny władzy i tytułów. Zupełnie nie liczył się z ludźmi. Na pierwszym miejscu zawsze stawiał pozycję i pieniądze. Naraził się wielu osobom i wielu pragnęło jego śmierci. Tym bardziej, że testament, który zostawił okazał się kłopotliwy nie tylko dla znienawidzonej małżonki. 

Zastraszona żona, jej silna i władcza siostra, zakochany skromny złotnik od lat marzący o Mary, lekarz znający najmroczniejsze tajemnice Pierra, żona szlachcica spodziewająca się dziecka trupa i służąca, która ma niejeden grzech na sumieniu. Każda z tych osób ma swoją własna, w pewien sposób tragiczną, historię. I każda z tych historii jest dokładnie opowiedziana. Początkowo czytelnik nie rozumie takiego rozchylenie wątkowego, jednak w miarę czytania wszystkie opowieści płynnie się ze sobą łączą, tworząc przerażającą historię. Nie jest to powieść stricte kryminalna. Momentami zapominamy nawet, że nie wiemy kto zamordował złotnika. Jest to raczej powieść obyczajowa. Z jednej strony nudnawa, bo gdyby nie coraz to nowe sekrety poszczególnych bohaterów, czytelnik mógłby zasnąć po kilku stronach. Z drugiej coś nie pozwala jej odłożyć. Niby zwyczajne, rodzinne, mroczne historie - niezbyt pociągające dla miłośnika kryminałów - a jednak napisane w taki sposób, że czytelnika po prostu zżera ciekawość kto z kim i jak to się skończyło. To tak jak z tymi modnymi ostatnio paradokumentami, w których gra aktorska jest żałosna, a prezentowane historie takie głupie, że aż śmieszne, a mimo to, miliony osób śledzą odcinki z ciekawością. Taka sama siła jest w tej książce - dla miłośników akcji, zagadki. Bo osoby, które czytają romanse, z pewnością będą zachwycone. 

wtorek, 17 lutego 2015

Ostatnia posługa - Christiane Fux

Książkę tę mogłam przeczytać dzięki uprzejmości Wydawnictwa PWN.

Theo Matthies z zawodu jest lekarzem. Jako dziecko bardzo przeżył śmierć matki, która nie otrzymawszy pomocy w odpowiednim momencie, wykrwawiła się na śmierć. Theo postanowił, że jako dorosły mężczyzna nie pozwoli, aby czyjakolwiek bliska osoba umarła z "zaniedbania". Młody mężczyzna, pełen pasji i idealizmu został lekarzem, aby przeciwdziałać śmierci. Jednak, gdy po raz kolejny przeżył śmierć najbliższych mu osób, zdał sobie sprawę, że ze śmiercią nie można walczyć - trzeba się z nią pogodzić. Przejął więc zakład pogrzebowy ojca i przygotowywał zmarłych do ostatniej drogi, oswajając się tym samym z nieuniknionym - może to dziwne, ale działało to na niego jak terapia. 
Jako były lekarz uważnie przypatrywał się zwłokom. Na szczęście, gdyż wiele razy udało mu się odkryć, że to, co policja wzięła za zwykły zgon, okazało się np. śmiertelnym pobiciem. Gdy otrzymał zlecenie pochowania Anny - matki Ericka, nic nie wskazywało na to, że stanie przed najtrudniejszym zleceniem w swoim życiu. Kobieta była już w podeszłym wieku, nieco ekscentryczna. Uwielbiała długie wędrówki i zamarzła przy swojej ulubionej latarni morskiej. Jej śmierć nie budziła wątpliwości, ani rodziny, ani policji. Gdy Theo przygotowywał jej ciało do pogrzebu, zauważył za uchem nakłucie, które wzbudziło jego wątpliwości. Przekazał wiadomość policji i chociaż sekcja zwłok wykazała, że podano jej środek usypiający, dawka była zbyt mała, aby można było mówić o morderstwie. Sprawę zlekceważono. Nie dawała ona jednak spokoju byłem lekarzowi, który postanowił poznać zmarłą kobietę. 
Anna w młodości pracowała jako pielęgniarka w klasztorze Eichenhof, w którym zajmowano się głównie umysłowo chorymi dziećmi. Młoda kobieta nie mogła pogodzić się z tym, że większość z nich jest głodzona, zaniedbywana, zupełnie nieleczona, a personel traktuje je jak śmieci, bardziej dbając o świnie hodowane przy klasztorze, niż o chorych pacjentów. Pewnego wieczoru zauważyła, że jedna z sióstr karmi na siłę chorego chłopca jakimś syropem, nad ranem dziecko już nie żyło. Anna powiedziała o tym młodemu lekarzowi, z którym zdążyła się zaprzyjaźnić. Obiecał jej, że nie pozwoli już skrzywdzić żadnego dziecka, a te najbardziej chore przeniesie do budynku, który bezpośrednio mu podlega. Zarządzenie Trzeciej Rzeszy nakazywało bowiem, aby zabijać wszystkie chore jednostki. Dopiero po czasie, gdy klasztor został zbombardowany, a większość pacjentów i personelu już nie żyła, pielęgniarka dowiedziała się, że młody lekarz przeprowadzał eksperymenty na dzieciach, badając mózg. 
Po latach, już jako staruszka na jednym z sympozjów medycznych dotyczących mózgu, zobaczyła twarz, która śniła jej się latami. Tylko lekarz, który wydał jej się taki znajomy miał inną tożsamość, a jej znajomy z Eichenhof przecież od lat już nie żył. Czy to możliwe, aby jakimś cudem przeżył bombardowanie i nadal prowadził swoje eksperymenty na żywych organizmach, tylko pod zmienionym nazwiskiem? Kobiecie udało się poznać całą prawdę, niestety umarła, zanim zdążyła kogokolwiek ostrzec. Czy Theo próbując odtworzyć życie Anny i ostatnie jej chwile, trafi na trop, który zaprowadzi go do fałszywego lekarza?
Książka niezwykle dopracowana. Autor budując intrygę, bazuje na historycznych wydarzeniach, dzięki czemu wszystko wydaje nam się takie prawdziwe. Narracja prowadzona jest z dwóch perspektyw: teraźniejszość przeplatana jest z historiami z młodości Anny. To sprawia, że punkt kulminacyjny obu opowieści styka się w jednym momencie tworząc płynną fabułę. Przemyślany jest najmniejszy szczegół, dopracowany każdy detal. A zagadka trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony, gdyż nic tak nie denerwuje czytelnika, jak wielokrotny morderca i zbrodniarz, któremu wymiar sprawiedliwości nie potrafi udowodnić winy...

niedziela, 15 lutego 2015

Przekręcone powiedzenia, cz. II

www.fotoplatforma.pl
Z poprzedniego postu dowiedzieliśmy się, że spadamy z dużego konia, orzech jest twardy, a gruszek w popiele się nie zasypia. Teraz czas na kolejne przekręcane powiedzenia.

Kiedy mamy na myśli osobę, która przechwala się swoimi osiągnięciami, zapominając o zasługach innych, mówimy, że każda liszka swój ogon chwali (nie: każda myszka/pliszka swój ogon chwali). Co to jest liszka? To samica lisa, a jak wiadomo lisy mają długie i puszyste ogony (w przeciwieństwie do cieniutkich mysich ogonków). 

Jeśli zadowalamy się osiągniętym sukcesem i nie mamy zamiaru dalej się rozwijać, wtedy spoczywamy na laurach (nie: osiadamy na laurach). Powiedzenie to nawiązuje do wieńca laurowego, który kiedyś zdobił głowy najwybitniejszych. Jeśli osoba, która została odznaczona laurem, zaprzestawała dalszego rozwoju - odpoczywała, czy inaczej spoczywała na laurach. 

Kolejne przekręcane przysłowie to mądrej głowie dość dwie słowie (nie: mądrej głowie dość po słowie). Dwie słowie, czyli dwa słowa (dawniej używano liczy podwójnej do określenia rzeczowników; pozostałością są: rękoma, oczyma). Oznacza to, że mądrej osobie, nie trzeba dwa razy niczego powtarzać. 

Zapewne znacie mitologiczny węzeł gordyjski. Był to splątany węzeł, łączący jarzmo i dyszel starego królewskiego wozu. Według przepowiedni, ten kto rozwiąże węzeł, zostanie królem całej Azji. Z zadaniem tym postanowił zmierzyć się Aleksander Macedończyk. Niestety, mimo wielu prób, nie udało mu się rozwiązać węzła - przeciął go więc mieczem. Dlatego mówimy przeciąć/rozciąć węzeł gordyjski, a nie rozwiązać węzeł gordyjski, co oznacza poradzić sobie z problemem w niebanalny sposób, często niezgodny z zasadami. 

sobota, 14 lutego 2015

Przekręcone powiedzenia, cz. I

konienaszymyciem.blox.pl
Pisałam już o błędnie używanych przysłowiach. Teraz czas zająć się powiedzeniami, w których poszczególne słowa są przekręcane.

Na początek najbardziej popularne Spaść z wysokiego konia. Na czym polega błąd? Prawidłowo powinniśmy mówić Spaść z dużego konia - taki kształt ma ten stały związek wyrazowy.*

Kiedy mamy coś trudnego do zrobienia mówimy, że jest to twardy orzech do zgryzienia, a nie: trudny/ciężki orzech do zgryzienia.

Błędem jest również mówienie wolność Tomku w swoim domku. Prawidłowo powiedzenie to brzmi wolnoć Tomku w swoim domku. Co oznacza wyraz wolnoć? To archaizm będący połączeniem słów wolność i ci i oznacza pozwolenie na coś. 

Nie zasypiać gruszek w popiele. Nagminnie zamieniamy zasypiać na zasypywać, gdyż wydaje nam się, że to brzmi bardziej logicznie. Bo co może oznaczać zasypianie gruszek w popiele? Dawniej prawdziwy przysmak stanowiły pieczone gruszki. Wkładało się jej do popiołu i czekało, aż się podpieką. Niestety trwało to bardzo długo, nawet kilkadziesiąt minut. Dlatego ludziom w oczekiwaniu na gotowe gruszki zdarzało się zasnąć. Wtedy owoce ulegały całkowitemu spaleniu - nie wolno więc zasypiać, kiedy gruszki są w popiele, czyli inaczej nie zaniedbywać toczącej się sprawy. 



* w tym miejscu warto zaznaczyć, że wysoki to przymiotnik nadużywany we współczesnej polszczyźnie; dziennikarze sportowi mówią o wysokiej formie, wysokiej frekwencji, zamiast dobra forma, duża frekwencja.