niedziela, 23 grudnia 2012

Pocztówka z Danii



Kraj mlekiem i miodem płynący…

O jakim kraju mowa? Wielu, jeśli nie wszyscy, pomyśli na pewno nie o Polsce. I ma rację, przynajmniej (miejmy nadzieję) na razie. Królestwo Danii! Najmniejsze wśród państw nordyckich, ale wcale nie najgorsze!

Podczas objazdowej wycieczki po Danii natrafiliśmy na bezdomnego Polaka. Jak się okazało znajomego naszej pilotki, która od lat namawia go na powrót do Polski, proponując dojazd. Polak, nazwijmy go panem K. (dokładnego imienia nie pamiętam, ale i tak nie jest ono istotne) uparcie twierdzi, że woli zostać bezdomnym w Danii niż ważnym kierownikiem jakiejś firmy w Polsce. Dlaczego? Bo w Danii królowa go żywi, ubiera i leczy! Codziennie w wyznaczone miejsce podjeżdża samochód z czystymi, nowymi ubraniami dla bezdomnych. Każdemu bezdomnemu przysługuje 7 posiłków dziennie. I to nie byle jakich! Dania wydawane są w dowolnych restauracjach, barach, pizzeriach na zasadzie szwedzkiego stołu. Bezdomny wybiera co i w jakiej ilość ma ochotę zjeść. A jak wygląda sprawa ze służbą zdrowia? Pan K. za pobyt w szpitalu, badania, leczenie nie płaci absolutnie nic – wszystko „stawia” królowa. Dla porównania w Polsce na najprostsze badanie trzeba czekać w kolejce kilka miesięcy. W Danii po wypisaniu ze szpitala pielęgniarka idzie z bezdomnym do apteki, w celu kupieniu mu leków, na koszt szpitala. W Polsce przeciętny emeryt wydaje 70% swojej emerytury na niezbędne tabletki. Co więcej, każdemu bezdomnemu przysługuje paczka papierosów dziennie! Ponieważ człowiek uzależniony, który nie ma dostępu do nikotyny może być agresywny i zaczepiać przechodniów, a na takie coś kulturalny kraj przecież nie może sobie pozwolić.
Dobrą sytuację mają również pracujący. W przypadku likwidacji jakiejś firmy, zakładu to pracodawca ma zapewnić swoim podwładnym nowe stanowiska pracy. Co więcej, pracownik niekoniecznie musi się na nie zgodzić. Jeśli proponowane stanowisko mu nie odpowiada spokojnie czeka na następne, a w tym czasie na konto wpływa mu 80% dotychczasowej pensji, do czasu, aż pójdzie do pracy.
Kobieta po urodzeniu dziecka otrzymuje przez klika lat pieniądze na jego utrzymanie oraz jednorazowo, tzw. becikowe w wysokości ok. 15 tysięcy. A ile ono wynosi w Polsce? Aż boję się pytać.
W Danii posyłając dziecko do szkoły rodzice nie muszą martwić się o książki, przybory, drugie śniadanie – wszystko opłacane jest podatków (w Danii jest podatek liniowy – zależny od zarabianych pieniędzy). Co więcej, nawet wycieczki szkolne są darmowe! Będąc już w temacie dzieci, warto wspomnieć, że panuje tam tzw. bezstresowe wychowanie. Wystarczy, że rodzic podniesionym głosem powie coś do dziecka, wówczas potomek ma prawo zgłosić to na policję, a stróże prawa będą po jego stronie. Głośny rodzic musi wówczas liczyć się z grzywną lub nawet pozbawieniem wolności. Również w szkole rządzi dziecko. Jeśli nie ma ochoty pisać sprawdzianu, odpowiadać czy nawet odrabiać zadań po prostu tego nie robi.
Są dwie zasady panujące w tym kraju. Nie wolno pić i kraść. Za takie coś czeka ekstradycja! Nie ważne czy ukradniesz cukierka ze sklepu czy kilka tysięcy z firmy – nie masz już możliwości powrotu. Spacerując ulicami Kopenhagi widziałam tysiące jeśli nie miliony rowerów (są nawet specjalne, ogromne parkingi) i najbardziej zadziwił mnie fakt, że nie dość, że były one nieprzypięte to jeszcze w koszyku leżał portfel, telefon i inne mniej lub bardziej cenne przedmioty. Nikomu nawet nie przyszło do głowy, żeby coś zabrać. A w Polsce? Przypniesz rower i jeszcze Ci go odpiłują.
Surowe zasady panują również na drogach. Za minimalne przekroczenie dozwolonej prędkości grozi nawet utrata samochodu. Za to kultura jazdy jest wysoka. Osoba dołączająca się do ruchu ma zawsze pierwszeństwo.
Dobra wiadomość dla miłośników wszelki używek. W Danii narkotyki są zalegalizowane. Jest nawet specjalna dzielnica w centrum Kopenhagi (Christiania), na której można kupić wszelkiego rodzaju „trawkę”. Legalne są również związki homoseksualne.
Warto dodać, że pociągi, którymi podróżujemy w Polsce, tam od kilkunastu lat stoją w muzeum transportu…

Oczywiście nie ma co porównywać Polski do Danii. Mieszkamy w kraju niegdyś uciskanym i wyzyskiwanym, ze straszliwą historią, ale jednocześnie piętnem mesjanizmu. Kraju – teoretycznie katolickim. A jednak nadal nie potrafimy zrobić nic, żeby przeciętnemu obywatelowi żyło się lepiej…

Cukierek, albo psikus! Czyli jak Halloween się zaczęło…



Cukierek, albo psikus! Czyli jak Halloween się zaczęło…

Już w najbliższą środę będziemy świętować, na modę amerykańską (swoją drogą dziwne, że obce zwyczaje przyjmują się u nas bardziej niż rodzime) Halloween. Skąd to się wzięło? Dlaczego kojarzone jest akurat z dynią? I co oznacza hasło: cukierek albo psikus?

Jak wiadomo Halloween przywędrowało do nas ze Stanów Zjednoczonych XIX. Istnieje kilka wersji co do pochodzenia tego święta. Jedna z nich mówi, że Halloween wywodzi się z pogańskiego, celtyckiego święta All Hallow's Eve, czyli Wigilii Wszystkich Świętych (Halloween jest najprawdopodobniej skróconym All Hallows' E'en, czyli wcześniejszym "All Hallows' Eve"). Istnieje także teoria, że obchodzenie tego święta ma swój początek jeszcze w czasach starożytnych. Miało się ono wywodzić z rzymskiego święta na cześć Pomony – bóstwa nasion i owoców. Jeszcze inni wiążą Halloween z celtyckim obrządkiem Samhain, w którym żegnano lato i witano zimę, obchodząc jednocześnie Święto Zmarłych. Kapłani celtyccy uważali, że podczas Samhain następuje zatarcie granicy między światem żywych, a światem umarłych. Każdy duch, zarówno dobry jak i zły, mógł bez problemu wydostać się z zaświatów, aby spotkać się z żywymi. Dobre duchy, duchy przodków zapraszano w tym dniu do domu, natomiast starano się odstraszyć demony. Jednym z najważniejszych obchodów Samhain było palenie ognisk. Na specjalnie przygotowanych ołtarzach oddawano bogom cześć, poświęcając resztki plonów, ale co gorsze, także zwierzęta i ludzi. Wokół ognisk, palonych, aby dodać słońcu sił w walce z ciemnościami, odbywały się tańce śmierci. Symbolem tego święta były noszone przez celtyckich kapłanów - druidów czarne stroje oraz ponacinane na podobieństwo demonów, duże rzepy. Prawdopodobnie właśnie z potrzeby odstraszania złych duchów zrodził się zwyczaj przebierania i zakładania masek. Co ciekawe, w tym dniu czarownice, oczywiście w towarzystwie czarnych kotów, przepowiadały ludziom przyszłość. A specjalnie obrzędy miały uwolnić dusze zmarłych zamknięte w ciałach czarnych kotów, nietoperzy i psów.
Co do Halooweenowych symboli, najpopularniejsza jest oczywiście dynia. Wydrążona, ze światełkiem w środku oznacza błędne ogniki, utożsamiane z duszami zmarłych. Kolorami kojarzącymi się z tym świętem jest czerń i pomarańcz.


W Irlandii panuje przesąd, że po 1 listopada nie zbiera się dzikich owoców, gdyż mogą być zatrute. Natomiast w Anglii, Szkocji czy Walii gasi ogień pod kuchnią, sprząta mieszkanie, a gospodyni domu wykłada jedzenie i napoje, przeznaczone dla duchów, po czym wszyscy domownicy idą spać.
Bardzo modną i popularną zabawą w Halloween jest cukierek, albo psikus. Dzieci chodzą od domu do domu w przebraniach, zbierając słodycze. Gdy któryś z gospodarzy odmówi im słodkości, otrzymuje psikusa. Do Halooweenowych zabaw należy także straszna farma. Są to najczęściej ogromne pomieszczenia stylizowane na plany horrorów czy filmów grozy. Popularne jest również łowienie zębami jabłek, znajdujących się w miednicach z wodą, u nas bardziej kojarzone z Andrzejkami.
Mało kto zdaje sobie sprawę, że noc z 31 października na 1 listopada jest bardzo ważnym świętem w Kościele Szatana. Z tegoż powodu kościół rzymskokatolicki potępia Halloween utożsamiając je z kultem szatana.

Parę słów o Mikołaju



Coraz bliżej święta …
Już niedługo odwiedzi nas ktoś, na kogo czekają nie tylko dzieci. O kim mowa? Każdy z nas wie. Ale pytanie skąd się wziął, dostarcza już dużych trudności.

Mikołaj, bo o nim mowa, był biskupem Miry. Mieszkaniec dzisiejszej Turcji, nazywany był Mikołajem Cudotwórcą. Dlaczego? Ratował od śmierci niesłusznie skazanych, żeglarzy podróżujących po morzu oraz pomagał ludziom, ratując miasta przed głodem.
Według legendy, Mikołaj otrzymał bardzo duży spadek po zamożnych rodzicach. Zamiast korzystać z dobrobytu, jak zrobiłby każdy samotny młodzieniec na jego miejscu, Mikołaj dzielił się swoim majątkiem z ubogimi. W zamian pomoc i okazane miłosierdzie, mieszkańcy Miry obrali go swoim biskupem.
Opowieści o cudach dokonanych przez Mikołaja jest mnóstwo. Podobno biskup Miry wskrzesił trzech młodzieńców zabitych za zalegnie z rachunkiem za nocleg w gospodzie czy topielca, który wypadł ze statku płynącego z pielgrzymką do Jerozolimy. Znana jest również historia o trzech ubogich pannach, którym udało się wyjść za mąż, tylko dzięki pieniądzom, które biskup im dostarczał, czy o trzech niesprawiedliwie więzionych oficerach uwolnionych, a tym samym uratowanych przed karą śmierci, właśnie za jego wstawiennictwem.
Kult Świętego Mikołaja zaczął się z chwilą, gdy zauważono, że jego relikwie wydzielają leczniczą mirrę. Wówczas jego zwłoki przeniesiono do Bari. Tam znajdują się one do dziś. Prawdopodobnie, z naśladowania postawy biskupa zrodził się zwyczaj obdarowywania się prezentami 6 grudnia, ponieważ wtedy jest wspomnienie liturgiczne św. Mikołaja.
Kultura masowa stworzyła świętego mikołaja (zgodnie z rozporządzeniem Rady Języka Polskiego z 5 maja 2004, „święty mikołaj” piszemy małą literą, chyba, że mamy na myśli konkretnego świętego o takim imieniu, np. biskupa Miry) jako staruszka z długą, siwą brodą. Obowiązkowo ubranego na czerwono. Są różne legendy dotyczące miejsca zamieszkania mikołaja, czy sposobu dostarczania przez niego prezentów. Najpopularniejsza wersja głosi, że w noc wigilijną mikołaj przybywa do dzieci na saniach ciągniętych przez renifery. Taki wizerunek zupełnie odbiega od postaci biskupa.
Istnieje jeszcze jedna, mniej znana legenda dotycząca wymieniania się prezentami, przeznaczona nie dla dzieci. Pewien człowiek popadłszy w nędzę, postanowił, że sprzeda do domu publicznego swoje trzy córki. Gdy tylko biskup Miry dowiedział się o tym, wrzucił w nocy przez komin trzy sakiewki z pieniędzmi. Worki wpadły do pończoch i trzewiczków, które córki umieściły suszyły przy kominku. Dlatego też, w niektórych krajach, mikołaj wchodzi przez komin.

Rok 1661 - recenzja



źródło: wp.pl
1661

XVII wieczna Francja. Burzliwe czasy Ludwika XIV. Zdrada, tajemnica, spisek. A przede wszystkim, strzeżona przez lata Piąta Ewangelia – poprawiona i zredagowana przez świętego Piotra – która całkowicie może odmienić losy Francji.

Młody szlachcic Gabriel, po niewyjaśnionej śmierci ojca postanawiać uciec z domu i dołączyć do trupy teatralnej Moliera. Jednak im bardziej ucieka od przeszłości, tym częściej styka się z jej widmem. Gdy przez przypadek znajduje zaszyfrowane dokumenty jego życiu grozi ogromne niebezpieczeństwo! Jaką zbrodnię kryją odnalezione papiery i dlaczego zależy na nich najbliższym współpracownikom króla? Kim jest tajemniczy finansista, zadziwiająco podobny do jego ojca? I dlaczego nad jego rodem spoczywa obowiązek chronienia Piątej Ewangelii?

Brawurowe połączenie faktów i fikcji literackiej okraszone przebiegłą intrygą i gorącym romansem. Autorzy przenoszą nas w czasy panowania Ludwika XIV, gdzie spisek był chlebem powszednim, urozmaicając akcję zagadkami dotyczącymi wiarygodności Pisma Świętego, a zwłaszcza czterech Ewangelii. Doskonale oddają atmosferę epoki poprzez stroje, sztukę, pałace. Jednak nagromadzenie intryg, nazwisk, dat, wydarzeń historycznych sprawia, że czytelnik wielokrotnie gubi się w toku akcji. Potrzeba wielkiego skupienia i pewnej znajomości historii, aby zrozumieć przesłanie i rozwikłać zagadkę 1661.

Biblioteka Cieni - recenzja



źródło: empik
Biblioteka Cieni

Wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, jak wielką siłę mają książki. Uruchamiają wyobraźnię, przenosząc nas w inny świat. W świecie Jona za pomocą czytania można wpływać na ludzi: manipulować nimi, zmieniać decyzje, kontrolować stany i emocje. Czytanie może stać się śmiercionośnym nałogiem! W dosłownym znaczeniu.

Jon – obiecujący młody adwokat po śmierci ojca otrzymuje w spadku antykwariat. Początkowo nosi się z zamiarem jego sprzedaży, jednak gdy przekracza próg sklepu odczuwa zadziwiającą energię i moc książek. Na doznaniach się nie kończy! Wkrótce mężczyzna poznaje sekret rodzinny związany z funkcją Lektora. Kim są Lektorzy i dlaczego potrafią wpływać na psychikę czytających? Dlaczego rodzice Jona zostali zabici? I kim jest dyslektyczka pracująca w antykwariacie, posiadająca nadzwyczajne moce? Wokół bohatera dzieją się zadziwiające rzeczy, których nie jest w stanie zrozumieć! A to wszystko za sprawą książek! Prowadząc własne śledztwo dowiaduje się o tajnym towarzystwie bibliofilii, mających siedzibę właśnie w antykwariacie. Dlaczego od 20 lat Lektorzy toczą wojnę z Odbiorcami? Jaki wpływ na to miała Biblioteka Aleksandryjska? I gdzie w tym wszystkim miejsce na Zgromadzenie Cieni?