Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Inspektor Bernard Żbik. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Inspektor Bernard Żbik. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 17 marca 2014

Adam Nasielski - Opera śmierci

Druga powieść kryminalna Adama Nasielskiego z inteligentnym inspektorem Bernardem Żbikiem w roli głównej. Tym razem akcja rozgrywa się w warszawskiej operze. Inspektor wraz ze swoim wiernym aspirantem wybrali się na nową sztukę. Bernard Żbik jednak miał dziwne przeczucie, że "po scenie przechadza się śmierć". Skąd te przypuszczenia? Z dedukcji. Jeden z widzów przez dwa akty trzymał rękę w kieszeni, prawdopodobnie na rewolwerze. Z kolei dyrygent nagle z trzecim akcie przerzucił pałeczkę do lewej ręki, a prawą trzymał w kieszenie, na spuści... I stało się. Na scenie dokonano morderstwa. Nikt jednak nie wiedział, że aktorka mająca grać główną rolę nie przyszła na spektakl, a jej miejsce zajęła dublerka. 

W toku śledztwa okazało się, że Żbik znalazł trzy takie same pistolety, w każdym brakowało jednej kuli. A to właśnie z tego modelu została zastrzelona aktora. Następnego dnia pojawił się czwarty identyczny pistolet, który również został użyty... Cóż za przerażający dramat rozgrywał się za kulisami teatru? Bernard Żbik wkrótce będzie musiał zmierzyć się z trudnym zadaniem.

Nasielski nieco złamał jedną ze złotych zasad kryminalnej szarady. Nie mogę jednak zdradzić którą, ponieważ wtedy ujawnię mordercę.

Ale przytoczę ciekawą anegdotkę z życia pisarza:
"Niedawno temu jeden z moich przyjaciół rzekł do mnie z miną Buddy patrzącego na swój pępek: «Powieści kryminale nie mają głębi treści, są płytkie i banalne.» (…) Poleciłem mu udać się z jedną z morskich wycieczek Cooka na Ocean Indyjski, tam gdzie znajduje się największa głębia na ziemi. I poradziłem mu, aby w tym właśnie miejscu wskoczył do wody, uwiązawszy sobie przedtem u nóg komplet Wallace’a (250 dzieł) oprawiony w skórę wołową. Wtedy będzie miał i powieści kryminalne, i głębokość.” 

czwartek, 13 marca 2014

Adam Nasielski - Alibi

Albert Godlewski dostaje przedziwny list. Anonimowy nadawca pisze, że zabije go na kolacji w domu Godlewskiego, na którą sam gospodarz go zaprosi. Albert raczej nie wierzy w tego typu żarty, ale postanawia zaprosić na wieczór swoich przyjaciół, aby czuć się bezpiecznie i nie kusić losu. Wieczór spędza z Anną - swoją narzeczoną, przyjacielem Maurycym, prawnikiem Bolkiem, lekarzem Tyzabitowskim i słynnym warszawskim detektywem - Jerzym Klinem. W takim towarzystwie nic mu nie może grozić. A jednak! Albert zostaje zamordowany! Sześć osób w zamkniętym pomieszczeniu, jedna z tych osób nie żyje i nikt nic nie zauważył! Czyżby Albert został otruty? Sekcja zwłok zdecydowanie to wyklucza. Jak w takim razie zginął Godlewski? To zadanie dla inspektora Bernarda Żbika - inteligentnego psychokryminologa. 

Doskonała zagadka zamkniętego pokoju, gdzie dokonanie morderstwa wydaje się absurdalne i niemożliwe. Nikt nic nie widział, wszyscy byli z zabitym w ostatnich minutach jego życia, a mimo tego mężczyzna nie żyje. Dokonać zbrodni mógł każdy z nich, ale tylko jeden ma doskonałe alibi i to jest właśnie najbardziej podejrzane!

Nasielski doskonale skonstruował intrygę, jednak to mu nie wystarczyło. Budując akcję zdecydowanie przesadził. Godlewski niby nie żyje, ale za chwilę "budzi się", aby wyrzec ostatnie słowa. Morderca już jest złapany, ale jednak ucieka i porywa następną osobę spośród grona wstępnie podejrzanych. Czuć wyraźne przekombinowanie, udoskonalanie tego, co już jest wystarczająco ciekawe. Poza tym, razi jego język, szczególnie podczas opisów zakochania. Autor wyraźnie sili się na romantyzm, spoufala się z czytelnikiem, zwracają się kilkakrotnie wprost "drogi czytelniku". Pomysł genialny, wykonanie trochę słabsze, ale biorąc pod uwagę, że kryminał został napisany w 1933 roku nie jest źle.


* Nasielski chyba nie przepadał za Sherlockiem Holmesem. W kilku scenach wyraźnie kpi z genialnego detektywa, nie szczędząc ironicznych słów.