czwartek, 20 czerwca 2013

Joyland

Joyland - najnowsza książka Stephena Kinga. Zapowiadała się obiecująco... Wielki powrót Wielkiego Mistrza. Genialne recenzje, zachęcające wypowiedzi. Fani mrocznych powieści z pewnością odliczali dni do chwili, w której będą mogli przeczytać nową powieść mistrza horroru. Tymczasem, ma się wrażenie, jakby promocja książki była większym szałem niż sam Joyland.

Zaczyna się niezwykle ciekawie. Młody chłopak, po rodzinnych przejściach, mający problemy z dziewczyną, zatrudnia się na okres wakacyjny do pracy w wesołym miasteczku. I to nie byle jakim wesołym miasteczku. Stare karuzele, przedziwni i tajemniczy pracownicy, bez wątpienia kryjący niejeden sekret, mroczne pomieszczenia i wróżka, która już przy pierwszym spotkaniu mówi mu coś, od czego dostaje gęsiej skórki. A jakby tego było mało, Joyland okazuje się miejscem brutalnej zbrodni. Kilka lat wcześniej na jednej z karuzeli zamordowano młodą dziewczynę. Nikt nie wie kto i dlaczego to zrobił, ale jedno jest pewne: jej duch ciągle odwiedza to miejsce. Dev, początkowo sceptycznie podchodzący do całej aury otaczającej wesołe miasteczko, podejmie próby znalezienia zabójcy, nie zdając sobie nawet sprawy, że morderca przez cały czas jest na wyciągnięcie ręki... i to dosłownie. Mroczny klimat, tajemnicza zbrodnia, nadprzyrodzone zjawiska - to jest to, do czego przyzwyczaili się fani Kinga. Po takim wstępie z wypiekami na twarzy czekamy na rozwój akcji. Spodziewamy się wielkiego WOW, a tymczasem ... nie dzieje się NIC.
Chłopiec wprawdzie dorośnie, pomoże wielu osobom, zmądrzeje, nawet odnajdzie zabójcę, ale to wszystko jest tak głęboko zatopione w obyczajowych scenach, że już nie robi wrażenia. Czyżby Wielki Mistrz Horroru postanowił spróbować czegoś nowego? Pewnie pod innym nazwiskiem  uznałabym Joyland za bardzo dobrą książką, ale po autorze "Ręki Mistrza" spodziewałam się czegoś innego. Nie do tego przyzwyczaiłeś swoich czytelników Panie King...

Brak komentarzy: