„Używajcie polskich znaków! Jest różnica czy zrobisz komuś ŁASKĘ czy LASKE!”
– Profesor Bralczyk w sposób bezpośredni, z dystansem i humorem porusza problem
lekceważącego stosunku do rodzimego języka. Tak. To bez wątpienia jeden z
grzechów głównych Polaków. A jaki jest kolejny? Nagminne błędy językowe!
Była moda na tzw. pIsMo
PoKeMoNoWe (na zmianę mała i duża litera), na zastępowanie polskich znaków typu
sz, ż – wersją angielską, np. boshe, jush,
ale moda na „niepoprawność” panuje nieustannie! Weźmy na przykład jeden z
najczęściej popełnianych i najbardziej denerwujących błędów: rok dwutysięczny pierwszy, dwutysięczny drugi, dwutysięczny dwunasty, zamiast dwa
tysiące dwunasty! O dziwo, nikomu nie przyjdzie do głowy powiedzieć dziewięćsetny dwunasty. Brzmi głupio?
Tak samo jest w przypadku
wyrażenia „na tablicy pisało”,
zamiast było napisane. Nikt nie mówi na ścianie malowało, rysowało – tylko było
namalowane, było narysowane. Dlaczego w przypadku czasownika „pisać” robimy
wyjątek? Nie wiadomo.
Nie wspominając już o licznych pleonazmach
(pleonazm - czyli potocznie mówiąc „masło maślane”): skręcać w bok, cofać się w
tył (a można się cofnąć do przodu?), klęczeć na kolanach, tylko i wyłącznie,
fakt autentyczny (jakby istniały fakty fikcyjne), okres czasu, w dniu
dzisiejszym, w miesiącu wrześniu (samo słowo wrzesień oznacza konkretny miesiąc),
w każdym bądź razie (niefortunna zbitka wyrażeń: w każdym razie i bądź co
bądź), kontynuować dalej, potencjalne możliwości, spadać w dół, zabić się na
śmierć czy w końcu: błędna pomyłka.
Ostatnio bardzo modne stało się
wyrażenie „osoba decyzyjna”, szczególnie popularne u przedstawicieli firm
dzwoniących z jakąś ofertą. To nic, że niepoprawnie – ważne, że krótko. Idąc
dalej tym tropem zaczniemy skracać wszystko. Niedługo będziemy mówić osoba
komórkująca, osoba laptopująca, czy nawet osoba sedesująca!
Co jest przyczyną niechlujstwa
językowego? Na pewno w dużej mierze bierze się ono z wielu anglicyzmów funkcjonujących
w naszym języku. Teraz już nikt nie mówi „wydarzenie”, teraz mówi się „event”!
Polecam pojeździć metrem warszawskim i poczytać wyświetlane informacje o nadchodzących wydarzeniach kulturalnych. Osoba, która je przygotowuje, najwyraźniej chce brzmieć bardzo mądrze pisząc o "nie mainstreamowych kolektywach, których dance'owe eventy i soundtracki zsamplowano na long playach" - czy coś w tym stylu. Nie da się tego czytać.
OdpowiedzUsuń