czwartek, 26 maja 2016

Pochodzenie słowa "matka"

Dzień Matki* to dobry pretekst do przypomnienia etymologii słowa mama/matka. To drugie, z naszego punktu widzenia może wydawać się formą oficjalną, w końcu we wszystkich formularzach, pismach urzędowych podajemy imię matki, imię ojca. Jednak z historycznojęzykowego punktu widzenia słowo matka jest zdrobieniem (takim samym jak rączka, nóżka) i pochodzi od prasłowiańskiego mati (matierie, matierii, matier), polskie mać (jaka mać taka nać, czyli jaka matka taka córka), które współcześnie nie kojarzy nam się zbyt dobrze (odmiana: macierze, macierzy, macierz, dzisiaj macierz pojęcie matematyczne, na tym rdzeniu stworzono przymiotniki macierzyński, macierzyństwo). 


Dlaczego najczęściej pierwszym słowem dziecka jest mama?
Matki będą zawiedzione, gdzyż na pierwsze słowa dziecka, wcale nie mają wpływu uczucia, a wyjaśnienie jest bardzo przyziemne. Roman Jakobson, rosyjski językoznawca, badając dziecięce gaworzenie zauważył, że niemowlętom najłatwiej wypowiadać spółgłoski wargowe m, p, b, gdyż ich wymawianie nie wymaga otwierania ust (z największą łatwością wypowiadają oczywiście samogłoski). Zbitki ma-ma, ba-ba, pa-pa, także ta-ta, to najprośtsze dźwięki, dlatego pojawiają się najwcześniej. Stąd też wzięło się słowo mama - od dwukrotnie powtórzonej, przez dzieci uczące się mówić, sylaby 

demotywatory.pl



* przypominam: nazwy świąt i dni świątecznych (w odróżnieniu od ich nazw opisowych) piszemy dużą literą.

środa, 27 kwietnia 2016

Dlaczego mówimy "słomiany wdowiec"?

www.stopco2.pl
Powiedzenie słomiany wdowiec znane jest każdemu. Nazywamy tak mężczyznę, którego żona wyjechała na jakiś czas, zostawiając go samego (analogicznie słomiana wdowa). Dlaczego słomiany i czemu wdowiec

Słomianym wdowcem nazywano mężczyznę, który został bez żony na jakiś czas i musiał spać sam. Dawniej głównym miejscem spoczynku było legowisko zbite z desek, na którym kładziono słomę. Słoma uchodziła za symbol związku małżeńskiego, gdyż mężczyzna i kobieta po ślubie mieli większe posłanie niż reszta domowników. Rodzeństwo na przykład leżało na wąskim łóżku, ułożeni głowa przy nogach, aby mieć więcej miejsca. 

Warto również wspomnieć o słomianym człowieku, czyli kimś, kto tylko pozornie zajmował jakieś stanowisko, ale sam nic nie robił, wyręczając się innymi (np. słomiany wspólnik), czy słomianym zapale, czyli takim, który nagle powstaje i szybko się wypala. 

niedziela, 24 kwietnia 2016

Dlaczego "dzień dobry", "dobry wieczór" piszemy oddzielnie, a "dobranoc" razem?

Dlaczego dzień dobry piszemy rozłącznie, a dobranoc łącznie? Zapytał mój czternastoletni brat. Pytanie niby banalne, ale trudno znaleźć na nie precyzyjną odpowiedź. A co dopiero taką, która zadowoli gimnazjalistę. 

Zacznijmy od słyszalnej różnicy. Zarówno dzień dobry, jak i dobranoc mają jeden akcent, a dobry wieczór - dwa. Prof. Mirosław Bańko uważa, że gdyby dobranoc zapisać rozłącznie akcent padałby na ostatnią sylabę słowa dobra, a to nie brzmiałoby dobrze. Nie wiem jak Was, ale mnie taka argumentacja nie przekonuje.

Sprawa jest dużo bardziej skomplikowana. W języku polskim przydawka występuje przed rzeczownikiem, powinniśmy więc mówić dobry dzień (tak jak Czesi, Rosjanie, Niemcy, Włosi, Francuzi - w więkoszości języków europejskich w zwrocie powitalnym rzeczownik znajduje się na drugim miejscu). Tak też mówiło się w Polsce aż do XVII wieku. Zamiany dobry dzień na dzień dobry dokonano z bardzo prozaicznych powodów, a główną zasługę należy przypisać gwarze. Rytmicznie lepiej wymawiało się dzień dobry. Mieszkańcy wsi wymawiali dobry dzień jak jedno słowo akcentując bry. Ówcześni językoznawcy postanowili więc zamienić kolejność wyrazów. Zabrakło im jednak konsekwencji. Bo w przypadku wieczornego pozdrowienia nie tylko nie zmieniono szyku, ale pozwolono na łączną pisownię i tak powstało dobranoc

Z dobry dzień, zrobił się dzień dobry, z dobrej nocy, dobranoc, ale dlaczego mówimy dobry wieczór, a nie wieczór dobry? Znowu chodzi o akcent. Kolejność w tym pozdrowieniu została niezmieniona, ponieważ wieczór ma dwie sylaby i akcent padał tutaj na drugą sylabę od końca (wieczór) nie było więc zagrożenia, że dojdzie do zrostu wyrazów, które łatwo było wymówić zarówno w gwarze, jak i w języku literackim. 

Mało satysfakcjonujące wytłumaczenie, wiem. Łatwiej i szybciej byłoby powiedzieć: bo w języku polskim tak już po prostu jest :)



wtorek, 15 marca 2016

Gusta, koszta?

Gusta, koszta czy gusty, koszty?
Ferdek Kiepski rewolucji językowych nie dokonał mówiąc, że ma pomysła. Bo jak w pomyśle, nie powinniśmy dodawać końcówki -a, tak samo w gustach czy kosztach -a nigdy nie powinno się pojawić.

Obecnie możemy zapytać o koszta kampanii czy porozmawiać jakie ktoś ma gusta. Formy te uważane są za przestarzałe, ale dopuszczalne.

Problem w tym, że końcówka -a nigdy nie powinna pojawić się w tych wyrazach. 
Wyrazy takie jak fundament, dokument w języku łacińskim, brzmiały fundamentum, documentum i przyjmowały końcówkę -a w mianowniku, czyli fundamenta, dokumenta. Latynizmy te na grunt polski zostały przeniesione w uproszczonej wersji, czyli pozbawione końcówki -um. Wskutek czego powstały wyrazy fundament, dokument, które w mianowniku liczby mnogiej przyjęły końcówkę -y: fundamenty, dokumenty.

Niestety nasi przodkowie, pamiętając o łacińskim brzmieniu, często wbrew ustaleniom normatywnym mówili fundamenta, dokumenta. Z czasem analogicznie końcówkę -a przyporządkowywano również tym wyrazom, które w języku łacińskim nigdy nie kończyły się na -um/-a.

Dlatego wszystkie zapożyczenie (równiez z innych języków niż łacina) otrzymywały w mianowniku liczby mnogiej -a. Stąd wzięło się koszta, czy gusta. Zdarzało się, że -a z rozpędu trafiło również do rodzimych wyrazów (biusta, urzęda, okręta). Paradoks polega na tym, że nikt dzisiaj nie powie fundamenta, dokumenta (chociaż byłoby to uargumentowane historycznie), a mnóstwo osób mówi koszta, gusta mimo że -a nigdy nie powinno się tam znaleźć.

wtorek, 26 stycznia 2016

Co to znaczy "nomen omen"?

Nomen omen to skrót od wyrażenia nomen atque omen lub nomen est omen i oznacza "imię jest wróżbą". Z tym, że imię nie odnosi się wyłącznie do imienia danej osoby, ale do każdej nazwy kogoś/czegoś. Starożytni Rzymianie uważali, że w imieniu zawarta jest informacja o danej osobie, jej cechach charakteru, a nawet przeznaczeniu. Później imię nadawno również przedmiotom. 

Obecnie, najprościej mówiąc, używamy nomen omen, gdy chcemy zwrócić uwagę, że czyjeś imię lub nazwisko wskazuje na jakieś cechy danej osoby. Na przykład jeżeli powiemy, że ktoś nazywa się nomen omen Gruby wskazujemy, że zgodnie z nazwiskiem jest to osoba otyła. Albo gdy powiemy Mój sąsiad nazywa się nomen omen Mały, przekazujemy, że mały to nie tylko nazwisko, ale także cecha naszego sąsiada, który jest niski. 

Rozpowszechnienie nomen omen przypisuje się komediopisarzowi Plautowi, który nadawał swoim bohaterom wyraziste przydomki, gdzie imię było jednocześnie cechą charakterystyczną postaci. 

Pamiętajmy: nomen omen nie może być użyte jako wtrącenie. Nie mylić z notabene, czyli zważ dobrze, zauważ dobrze, które wprowadza w zdanie dodatkową, ale ważną informację. 

Dlaczego mówimy, że mróz jest siarczysty?

fot. Daria Placek
Dlaczego mówimy siarczysty mróz?

Zacznijmy od tego, że przymiotnik siarczysty pochodzi od rzeczownika siara, który jeszcze w XIV wieku oznaczał siarkę, bądź (uwaga) mleko wydzielające się z gruczołów mlecznych w pierwszych dniach po porodzie. 

Od około XV wieku siarczysty używano w odniesieniu do siarki, jako pierwiastka chemicznego (chociaż dopiero w 1777 roku Lavoisier zasugerował, że siarka jest pierwiastkiem; wcześniej mówiono o złożach siarki, znano jej właściwości i występowanie). Mówiono więc o siarczystej ziemi, siarczystych źródłach, siarczystym ogniu. Z racji tego, że siarka jest łatwopalna, a średniowieczni alchemicy uznawali ją za żywioł palności i substancję magiczną, budziła skojarzenia z siłą, żywiołowością i mocą. Zaczęto więc używać przymiotnika siarczysty na określenie tego co dynamiczne, żywiołowe, energiczne; podkreślano w ten sposób intensywność zjawisk. Siarczysty używano również w stosunku do ludzi wybuchowych, pełnych temperamentu, stąd np. siarczysta fantazja, siarczysta krew (inaczej: ludzie, którzy mają siarkę w żyłach, bądź są z siarki i ognia, możemy również wymierzyć komuś siarczysty policzek). 

Za sprawą swoich właściwości siarka stała się symbolem siły i mocy. Stąd siarczysty mróz, czyli silny, mocny mróz, intensywne zimno. Ale siarczysty może być również trunek, policzek, reprymenda, a także siarczyste kwiaty czy siarczyste kapelusze (jako intensywne kolorystycznie).

wtorek, 8 grudnia 2015

Harlan Coben - Najczarniejszy strach

"Czego się boisz najbardziej - szepcze głos. - Wyobraź sobie najczarniejszy strach... A teraz wyobraź sobie coś znacznie, znacznie gorszego..."


Dziennikarz na łamach szanowanego czasopisma opisuje przerażające zbrodnie, twierdząc, że wszystko co przelał na papier jest prawdziwe.  Zapytany przez FBI, skąd ma informacje powołuje się na prawo do zachowania w tajemnicy danych informatora. Po pewnym czasie policja dostaje anonimową przesyłkę, a w niej powieść łudząco podobna do artykułów prasowych, tylko napisana dużo wcześniej. Dziennikarz zostaje oskarżony o plagiat i wyrzucony z pracy. Co dziwne nawet się nie broni. Wyjaśnienie byłoby proste, gdyby nie fakt, że bohaterowie jego artykułów naprawdę zaginęli...
Myron Bolitar, agent sportowy, dowiaduje się, że ma 13 letniego syna. Chłopiec choruje na białaczkę. Jest umierający, a jedyna osoba, która mogła uratować mu życie zaginęła. Mężczyzna mimo rozterek moralnych i wcześniejszych obietnic zaprzestania zabawy w detektywa, postanawia odszukać dawcę. Śledztwo naprowadza go na cykl artykułów o przerażających zbrodniach i psychopacie "Siej ziarno". Tak poznaje dziennikarza, który ochraniając informatora zrujnował sobie życie osobiste i zawodowe. Czy ma on związek z dawcą szpiku? Myron musi pokonać wiele niebezpieczeństw, aby przekonać się, jak dwie na pozór odrębne historie, mogą się zazębiać.

W trakcie czytania książki, jedna myśl chodziła mi po głowie: wyrosłam już z Cobena. Kilka(naście?) lat temu byłam zachwycona jego intrygą, schematem zbrodni, łatwością w robieniu czytelnika w balona. Teraz, chociaż uwielbiam postaci Myrona i Wina (to te typy za którymi szaleją wszystkie kobiety, ale żadna nie chciałaby mieć takiego męża), byłam może nie rozczarowana, ale znudzona tym przekombinowaniem. Wystarczyłoby jedno cięcie, ale mocne, zamiast kilku niewiarygodnych. Cóż, książkę czyta się łatwo, szybko, przyjemnie, nie powiem, że zupełnie bez emocji, bo zdarzało mi się wstrzymać oddech, czy czytać z bijącym sercem, ale... im bliżej zakończenia tym częściej myślałam: ok, wystarczy, kończymy to. Kryminał ma to do siebie, że powinien igrać z czytelnikiem, zadziwiać go absolutnie przyziemnym i logicznym wyjaśnieniem niewiarygodnych zbrodni, ale aby był dobry autor musi uważać na pułapki. Jedną z nich jest przekombinowanie. I chociaż Coben jest dla mnie niezaprzeczalnie mistrzem - liczyłam na coś więcej.

czwartek, 12 listopada 2015

"Minister Edukacji" czy "minister edukacji"? Jak zapisujemy nazwy stanowisk

"Minister Edukacji" czy "minister edukacji"? Zdania są podzielone. A liczba odpowiedzi po jednej jak i po drugiej stronie - rozłożona równomiernie. Skąd fakultatywność? Warto przypomnieć zasady.

Po pierwsze, nazwy stanowisk, funkcji, tytułów piszemy małymi literami! 
Dlaczego więc spora grupa odbiorców przychylała się przy formie "Minister Edukacji"? Ponieważ gdy tytuł, bądź stanowisko odnosimy do konkretnej osoby, możemy użyć wielkich liter. Ale! Tylko w przypadku stanowisk wysokich (godności) i w pełnym brzmieniu (np. Przewodniczący Rady Miejskiej, Prezydent Warszawy, Redaktor Naczelny).

Małymi literami zapisujemy również nazwy stanowisk, które bezpośrednio nas dotyczą (redaktor naczelny danego czasopisma zapisze swoją funkcję małymi literami). 

W aktach prawnych nazwy stanowisk czy urzędów jednoosobowych piszemy wielką literą (np. Minister Spraw Zagranicznych).

poniedziałek, 9 listopada 2015

Nic bardziej mylnego! - Radek Kotarski

"Nic bardziej mylnego!". Każdy, kto chociaż raz oglądał odcinek "Polimatów" z pewnością zauważył, że prowadzący używa tego zwrotu, może nie nagminnie, ale na pewno bardzo często. Nic więc dziwnego (sic!), że książka Kotarskiego ma taki właśnie tytuł. 
Radek obala w niej wiele popularnych mitów i odpowiada na sporo nurtujących pytań. Czy to prawda, że wykorzystujemy tylko 10% naszego mózgu, kto przyprawił rogi wikingom, czy Napoleon był naprawdę niski, o co chodzi z wielkim mitem wielkiego muru i ile naprawdę mamy zmysłów. Wszystko opisane prostym i przystępnym językiem. I jak to u Kotarskiego: z dużą dawką humoru i szczyptą ironii.


* tak wiem, nie rozpisałam się, żeby nie zdradzać za wiele mitów, na czytelnika czeka sporo niespodzianek; zresztą marka Kotarskiego mówi sama za siebie :)

sobota, 31 października 2015

„Halloween” - małą czy wielką literą?

Abstrahując od tego czy Halloween to święto satanistyczne, czy powinniśmy je w Polsce obchodzić czy nie, poprawny zapis obowiązuje zarówno jego zwolenników, jak i przeciwników.

Słowo Halloween wywodzi się z języka angielskiego, jest skrótem od święta All Hallows Eve, obchodzonego 31 października w Stanach Zjednoczonych i północnej Europie. Ponieważ w języku polskim nazwy świąt zapisujemy wielką literą (Wielkanoc, Dzień Matki, Boże Narodzenie), zasada ta obowiązuje również w przypadku Halloween.  

Nawiasem mówiąc, w języku angielskim nazwy świąt także zapisywane są wielkimi literami, a że Halloween jest zapożyczeniem właściwym, więc na polski i tak zostałaby przeniesiona oryginalna pisownia.

Co ciekawe, Halloween jest jedyną nazwą święta, którą przyswojono w języku polskim jako tzw. cytat (wyraz, którym użytkownicy języka posługują się w mowie i piśmie w formie oryginalnej, włączają akcent).