czwartek, 19 lutego 2015

Wszem wobec

Ogłaszam wszem wobec, że powiedzenie "wszem i wobec" jest niepoprawne. 

Wszem to inaczej wszystkim, a wobec to wyrażanie przyimkowe od dawnego rzeczownika obec, czyli "ogół ludzi, społeczność". Poprawna i utarta struktura brzmi wszem wobec, czyli wszystkim obecnym. Jednak poprzez błędną analogię do takich powiedzeń jak krótko i węzłowato, ład i porządek, wszystko i nic, tu i teraz zaczęto dodawać spójnik i, tworząc nielogiczną, niepoprawną i nieuzasadnioną historycznie formę. Jest ona tak często używana (dwukrotnie częściej niż poprawna!), że być może z czasem zostanie zaaprobowana przez językoznawców. Obecnie jednak słowniki nie dopuszczają formy wszem i wobec.

środa, 18 lutego 2015

Żona złotnika - Sophia Tobin

Tę książkę mogłam przeczytać dzięki uprzejmości Wydawnictwa PWN

Autorzy thrillerów historycznych szczególnie upodobali sobie Londyn jako miasto zbrodni. Jerzy Siewierski autor Powieści kryminalnej uważa że to deszczowy londyński klimat sprawia, że to miasto aż prosi się o serię morderstw. Stwierdza również, że legenda Kuby Rozpruwacza prowadzi rękę pisarzy po mrocznych ulicach Londynu, na których uczuć powiew zbrodni. Być może coś w tym jest. Ja jednak nie wyobrażam sobie, że akcja Żony złotnika mogłaby dziać się w innym mieście. Tylko XVIII wieczny Londyn był w stanie pomieści tyle intryg, powiązań, tajemnic, układów społecznych i tyle goryczy. 

W zimowy wieczór stróż patrolujący ulice zauważa ciało. Myśląc, że to jakiś pijak, postanawia kilkoma kopniakami sprowadzić delikwenta do pionu. Po chwili okazuje się, że mężczyzna nie żyje. Ktoś poderżnął mu gardło. Nie jest to jednak zwykły włóczęga, ale słynny w całej okolicy złotnik Pierre Renard. Wymiar sprawiedliwości orzeka jednogłośnie, że przyczyną śmierci mężczyzny był napad. To jednak nie zamyka sprawy. Plotki krążące po Londynie wyciągają na światło dziennie sprawy, których dla dobra rodziny Pierra i jego opinii, nikt nie powinien poznać. 

Renard kilka lat wcześniej poślubił córkę złotnika - Mary. Z pozoru byli szczęśliwym i dobranym małżeństwem, jednak za zamkniętymi drzwiami ich domu rozgrywał się prawdziwy dramat. Pierre nienawidził młodszego brata żony, który był lekko opóźniony w rozwoju. Mężczyzna nie mógł pogodzić się z tym, że w jego rodzinie jest jakaś słaba jednostka. Miłość żony do brata napawała go obrzydzeniem i z czasem zaczął nienawidzić również Mary. Znęcał się nad nią i podtruwał, a po śmierci jej brata i rodziców zamknął w domu. Izolując ją przed całym światem, marzył wyłącznie o jej śmierci. W tym samym czasie poznał żonę jednego ze swoich klientów - rozpuszczoną, ale piękną i bogatą, z którą nawiązał romans. Jak złotnik potrafił sprzedać wszystko, podlizując się i zachwalając swoje wyroby. Jako mężczyzna był zaborczy, zawistny, żądny władzy i tytułów. Zupełnie nie liczył się z ludźmi. Na pierwszym miejscu zawsze stawiał pozycję i pieniądze. Naraził się wielu osobom i wielu pragnęło jego śmierci. Tym bardziej, że testament, który zostawił okazał się kłopotliwy nie tylko dla znienawidzonej małżonki. 

Zastraszona żona, jej silna i władcza siostra, zakochany skromny złotnik od lat marzący o Mary, lekarz znający najmroczniejsze tajemnice Pierra, żona szlachcica spodziewająca się dziecka trupa i służąca, która ma niejeden grzech na sumieniu. Każda z tych osób ma swoją własna, w pewien sposób tragiczną, historię. I każda z tych historii jest dokładnie opowiedziana. Początkowo czytelnik nie rozumie takiego rozchylenie wątkowego, jednak w miarę czytania wszystkie opowieści płynnie się ze sobą łączą, tworząc przerażającą historię. Nie jest to powieść stricte kryminalna. Momentami zapominamy nawet, że nie wiemy kto zamordował złotnika. Jest to raczej powieść obyczajowa. Z jednej strony nudnawa, bo gdyby nie coraz to nowe sekrety poszczególnych bohaterów, czytelnik mógłby zasnąć po kilku stronach. Z drugiej coś nie pozwala jej odłożyć. Niby zwyczajne, rodzinne, mroczne historie - niezbyt pociągające dla miłośnika kryminałów - a jednak napisane w taki sposób, że czytelnika po prostu zżera ciekawość kto z kim i jak to się skończyło. To tak jak z tymi modnymi ostatnio paradokumentami, w których gra aktorska jest żałosna, a prezentowane historie takie głupie, że aż śmieszne, a mimo to, miliony osób śledzą odcinki z ciekawością. Taka sama siła jest w tej książce - dla miłośników akcji, zagadki. Bo osoby, które czytają romanse, z pewnością będą zachwycone. 

wtorek, 17 lutego 2015

Ostatnia posługa - Christiane Fux

Książkę tę mogłam przeczytać dzięki uprzejmości Wydawnictwa PWN.

Theo Matthies z zawodu jest lekarzem. Jako dziecko bardzo przeżył śmierć matki, która nie otrzymawszy pomocy w odpowiednim momencie, wykrwawiła się na śmierć. Theo postanowił, że jako dorosły mężczyzna nie pozwoli, aby czyjakolwiek bliska osoba umarła z "zaniedbania". Młody mężczyzna, pełen pasji i idealizmu został lekarzem, aby przeciwdziałać śmierci. Jednak, gdy po raz kolejny przeżył śmierć najbliższych mu osób, zdał sobie sprawę, że ze śmiercią nie można walczyć - trzeba się z nią pogodzić. Przejął więc zakład pogrzebowy ojca i przygotowywał zmarłych do ostatniej drogi, oswajając się tym samym z nieuniknionym - może to dziwne, ale działało to na niego jak terapia. 
Jako były lekarz uważnie przypatrywał się zwłokom. Na szczęście, gdyż wiele razy udało mu się odkryć, że to, co policja wzięła za zwykły zgon, okazało się np. śmiertelnym pobiciem. Gdy otrzymał zlecenie pochowania Anny - matki Ericka, nic nie wskazywało na to, że stanie przed najtrudniejszym zleceniem w swoim życiu. Kobieta była już w podeszłym wieku, nieco ekscentryczna. Uwielbiała długie wędrówki i zamarzła przy swojej ulubionej latarni morskiej. Jej śmierć nie budziła wątpliwości, ani rodziny, ani policji. Gdy Theo przygotowywał jej ciało do pogrzebu, zauważył za uchem nakłucie, które wzbudziło jego wątpliwości. Przekazał wiadomość policji i chociaż sekcja zwłok wykazała, że podano jej środek usypiający, dawka była zbyt mała, aby można było mówić o morderstwie. Sprawę zlekceważono. Nie dawała ona jednak spokoju byłem lekarzowi, który postanowił poznać zmarłą kobietę. 
Anna w młodości pracowała jako pielęgniarka w klasztorze Eichenhof, w którym zajmowano się głównie umysłowo chorymi dziećmi. Młoda kobieta nie mogła pogodzić się z tym, że większość z nich jest głodzona, zaniedbywana, zupełnie nieleczona, a personel traktuje je jak śmieci, bardziej dbając o świnie hodowane przy klasztorze, niż o chorych pacjentów. Pewnego wieczoru zauważyła, że jedna z sióstr karmi na siłę chorego chłopca jakimś syropem, nad ranem dziecko już nie żyło. Anna powiedziała o tym młodemu lekarzowi, z którym zdążyła się zaprzyjaźnić. Obiecał jej, że nie pozwoli już skrzywdzić żadnego dziecka, a te najbardziej chore przeniesie do budynku, który bezpośrednio mu podlega. Zarządzenie Trzeciej Rzeszy nakazywało bowiem, aby zabijać wszystkie chore jednostki. Dopiero po czasie, gdy klasztor został zbombardowany, a większość pacjentów i personelu już nie żyła, pielęgniarka dowiedziała się, że młody lekarz przeprowadzał eksperymenty na dzieciach, badając mózg. 
Po latach, już jako staruszka na jednym z sympozjów medycznych dotyczących mózgu, zobaczyła twarz, która śniła jej się latami. Tylko lekarz, który wydał jej się taki znajomy miał inną tożsamość, a jej znajomy z Eichenhof przecież od lat już nie żył. Czy to możliwe, aby jakimś cudem przeżył bombardowanie i nadal prowadził swoje eksperymenty na żywych organizmach, tylko pod zmienionym nazwiskiem? Kobiecie udało się poznać całą prawdę, niestety umarła, zanim zdążyła kogokolwiek ostrzec. Czy Theo próbując odtworzyć życie Anny i ostatnie jej chwile, trafi na trop, który zaprowadzi go do fałszywego lekarza?
Książka niezwykle dopracowana. Autor budując intrygę, bazuje na historycznych wydarzeniach, dzięki czemu wszystko wydaje nam się takie prawdziwe. Narracja prowadzona jest z dwóch perspektyw: teraźniejszość przeplatana jest z historiami z młodości Anny. To sprawia, że punkt kulminacyjny obu opowieści styka się w jednym momencie tworząc płynną fabułę. Przemyślany jest najmniejszy szczegół, dopracowany każdy detal. A zagadka trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony, gdyż nic tak nie denerwuje czytelnika, jak wielokrotny morderca i zbrodniarz, któremu wymiar sprawiedliwości nie potrafi udowodnić winy...

niedziela, 15 lutego 2015

Przekręcone powiedzenia, cz. II

www.fotoplatforma.pl
Z poprzedniego postu dowiedzieliśmy się, że spadamy z dużego konia, orzech jest twardy, a gruszek w popiele się nie zasypia. Teraz czas na kolejne przekręcane powiedzenia.

Kiedy mamy na myśli osobę, która przechwala się swoimi osiągnięciami, zapominając o zasługach innych, mówimy, że każda liszka swój ogon chwali (nie: każda myszka/pliszka swój ogon chwali). Co to jest liszka? To samica lisa, a jak wiadomo lisy mają długie i puszyste ogony (w przeciwieństwie do cieniutkich mysich ogonków). 

Jeśli zadowalamy się osiągniętym sukcesem i nie mamy zamiaru dalej się rozwijać, wtedy spoczywamy na laurach (nie: osiadamy na laurach). Powiedzenie to nawiązuje do wieńca laurowego, który kiedyś zdobił głowy najwybitniejszych. Jeśli osoba, która została odznaczona laurem, zaprzestawała dalszego rozwoju - odpoczywała, czy inaczej spoczywała na laurach. 

Kolejne przekręcane przysłowie to mądrej głowie dość dwie słowie (nie: mądrej głowie dość po słowie). Dwie słowie, czyli dwa słowa (dawniej używano liczy podwójnej do określenia rzeczowników; pozostałością są: rękoma, oczyma). Oznacza to, że mądrej osobie, nie trzeba dwa razy niczego powtarzać. 

Zapewne znacie mitologiczny węzeł gordyjski. Był to splątany węzeł, łączący jarzmo i dyszel starego królewskiego wozu. Według przepowiedni, ten kto rozwiąże węzeł, zostanie królem całej Azji. Z zadaniem tym postanowił zmierzyć się Aleksander Macedończyk. Niestety, mimo wielu prób, nie udało mu się rozwiązać węzła - przeciął go więc mieczem. Dlatego mówimy przeciąć/rozciąć węzeł gordyjski, a nie rozwiązać węzeł gordyjski, co oznacza poradzić sobie z problemem w niebanalny sposób, często niezgodny z zasadami. 

sobota, 14 lutego 2015

Przekręcone powiedzenia, cz. I

konienaszymyciem.blox.pl
Pisałam już o błędnie używanych przysłowiach. Teraz czas zająć się powiedzeniami, w których poszczególne słowa są przekręcane.

Na początek najbardziej popularne Spaść z wysokiego konia. Na czym polega błąd? Prawidłowo powinniśmy mówić Spaść z dużego konia - taki kształt ma ten stały związek wyrazowy.*

Kiedy mamy coś trudnego do zrobienia mówimy, że jest to twardy orzech do zgryzienia, a nie: trudny/ciężki orzech do zgryzienia.

Błędem jest również mówienie wolność Tomku w swoim domku. Prawidłowo powiedzenie to brzmi wolnoć Tomku w swoim domku. Co oznacza wyraz wolnoć? To archaizm będący połączeniem słów wolność i ci i oznacza pozwolenie na coś. 

Nie zasypiać gruszek w popiele. Nagminnie zamieniamy zasypiać na zasypywać, gdyż wydaje nam się, że to brzmi bardziej logicznie. Bo co może oznaczać zasypianie gruszek w popiele? Dawniej prawdziwy przysmak stanowiły pieczone gruszki. Wkładało się jej do popiołu i czekało, aż się podpieką. Niestety trwało to bardzo długo, nawet kilkadziesiąt minut. Dlatego ludziom w oczekiwaniu na gotowe gruszki zdarzało się zasnąć. Wtedy owoce ulegały całkowitemu spaleniu - nie wolno więc zasypiać, kiedy gruszki są w popiele, czyli inaczej nie zaniedbywać toczącej się sprawy. 



* w tym miejscu warto zaznaczyć, że wysoki to przymiotnik nadużywany we współczesnej polszczyźnie; dziennikarze sportowi mówią o wysokiej formie, wysokiej frekwencji, zamiast dobra forma, duża frekwencja.  

piątek, 13 lutego 2015

Błędnie używane przysłowia

demotywatory.pl
Tłumaczyłam kiedyś błędne użycie zdania Kończ waść, wstydu oszczędź. Dzisiaj natomiast zajmę się przysłowiami, które są używane w niewłaściwych kontekstach.

Na początek słynne zdanie Heraklita Niepodobna wstąpić dwukrotnie do tej samej rzeki, czy jak się przyjęło w języku potocznym: Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Często powiedzenia tego używają ludzie, którzy nie mają ochoty drugi raz zajmować się tą samą rzeczą, ponownie do czegoś/kogoś wracać. Takie użycie jest błędne!
Jak zapewne pamiętacie z filozofii, Heraklit uważał, że na świecie nie ma nic stałego; wszystko przemija, zmienia się, płynie (panta rhei). Dlatego mówiąc, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, miał na myśli, że woda w rzece, do której weszliśmy za pierwszym razem, już nigdy nie będzie taka sama. Ta pierwsza dawno odpłynęła - woda w rzece, do której wejdziemy po raz drugi jest już inną wodą.

Kolejne zdanie źle używane to Wyjątek potwierdza regułę. Wcale nie chodzi o to, że wyjątek jest zgodny z regułą! Ale o to, że to reguła jasno definiuje, kiedy wyjątek może nastąpić. Po prostu, skoro jest jakiś wyjątek, to musi być też reguła mówiąca o tym wyjątku. Aby nie było żadnych wątpliwości, przysłowie to powinno brzmieć Wyjątek sprawdza regułę.


Między Bogiem a prawdą - poprawnie to powiedzenie powinno brzmieć Bogiem a prawdą, czyli szczerze mówiąc, prawdę mówiąc. Niektórzy dodają na początku między, aby powiedzieć o czymś, co nie jest ani prawdą, ani kłamstwem. Jest to błąd. Przyimek a w Bogiem a prawdą, nie oznacza przeciwstawności Boga i prawdy, ale ich połączenie (ma uroczystszą formę niż i). 

czwartek, 12 lutego 2015

Co zapisujemy małą, a co wielką/dużą literą?

Wiadomo, że imiona, nazwiska, nazwy własne zapisujemy wielką/dużą literą*, a nazwy dni tygodnia, miesięcy - małą. Problem pojawia się z nazwami obrzędów czy świąt. Wielu ludzi zastanawia się czy napisać Mikołajki czy mikołajki, Walentynki czy walentynki, Andrzejki czy andrzejki?  Poniższa ściąga, pomoże Wam rozwiać wszelkie wątpliwości :-)


WIELKĄ LITERĄ PISZEMY

1. Imiona i nazwiska ludzi, nazwy własne zwierząt i drzew; również nazwy pospolite użyte w funkcji imion postaci literackich, np. Podkomorzy, Hrabia; oraz imiona postaci fikcyjnych, np. Śpiąca Królewna, Piotruś Pan, Smok Wawelski
2. Imiona własne bogów oraz jednostkowych istot mitologicznych, np. Ares, Zeus, Hera, Herkules, Syzyf, Erynie, Parki.
3. Przydomki, pseudonimy, przezwiska (jeśli przydomek jest wyrażeniem przyimkowym, to przyimek zapisujemy małą literą - Jan bez Ziemi, Jurand ze Spychowa).
4. Imiona własne ludzi użyte w znaczeniu przenośnym (np. nazwisko autora użyte w znaczeniu jego dzieła: Pożycz Mickiewicza).
5. Nazwy mieszkańców części świata, mieszkańców krajów, hipotetycznych mieszkańców planet, członków narodów, ras i szczepów, mieszkańców terenów geograficznych: regionów, krain, prowincji. (ALE: żyd - jako wyznawca judaizmu; murzyn - ktoś opalony; wykonujący pracę za kogoś; nazwy członków narodowości w znaczeniu żartobliwym; lekceważąco, deprecjonująco: angol, rusek, żydek).
6. Nazwy dynastii.
7. Przymiotniki dzierżawcze zakończone na -owski, -owy, -in, -yn, -ów, np. Całun Turyński, dramat Szekspirowski, Psałterz Dawidów.
8. Nazwy świąt i dni świątecznych (Boże Narodzenie, Nowy Rok, Niedziela Wielkanocna, Boże Ciało).
9. Nazwy imprez krajowych, międzynarodowych (Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, Ogólnopolskie Dyktando, Dzień Ziemi).
10. Tytuły czasopism i cykli wydawniczych, nazwy krojów czcionek drukarskich, pierwszy wyraz w tytułach jedno- i wielowyrazowych (wyjątki to tytuły ksiąg biblijnych).
11. Nazwy języków programowania, systemów komputerowych, programów; jednowyrazowe nazwy programów telewizyjnych, radiowych, tytuły audycji, widowisk (w wielowyrazowych tylko pierwszy wyraz piszemy wielką literą; chyba że program ma charakter cykliczny - wtedy całość wielką literą).
12. Nazwy gwiazd, planet, konstelacji (w nazwach komet, słowo kometa jest nazwą rodzajową, więc piszemy je małą literą, np. kometa Halleya).
13. Jednowyrazowe i wielowyrazowe nazwy własne państw, regionów, nazwy geograficzne i miejscowe, nazwy dzielnic, ulic, placów, nazwy własne przedsiębiorstw i lokali, nazwy firm, marek i typów wyrobów przemysłowych (Budapeszt, Tatry, Delikatesy, Jama Michalika, Kawiarnia Literacka).
14. Nazwy indywidualne urzędów i władz, urzędów jednoosobowych w aktach prawnych, nazwy orderów, odznaczeń, nagród (Order Orła Białego, Krzyż Zasługi, Nike, Oscar, Nobel).



MAŁĄ LITERĄ PISZEMY

1. Nazwy dni tygodnia, miesięcy, okresów kalendarzowych, nazwy epok, prądów kulturalnych, kierunków filozoficznych, kierunków kulturowo-artystycznych, wydarzeń lub aktów dziejowych (półrocze, rok, kwartał, barok, romantyzm (wyjątek: Młoda Polska), marksizm, żeromszczyzna, hołd pruski, kongres wiedeński).
2. Nazwy obrzędów, zabaw, zwyczajów (mikołajki, walentynki, andrzejki, zaręczyny).
3. Nazwy gatunkowe modlitw i nabożeństw, nazwy utworów literackich i naukowych, utworów muzycznych (roraty, godzinki, monografia, symfonia).
4. Nazwy tańców (polka, kankan).
5. Nazwy różnego rodzaju wytworów przemysłowych (mercedes, fiat, opel, kodak, sony).
6. Nazwy jednostek monetarnych, nawet tych utworzonych od imion własnych (złoty, grosz, napoleon, ludwik).
7. Nazwy sztucznych języków międzynarodowych (esperanto, ido, novial).
8. Nazwy potocznie używanych jednoczłonowych nazw roślin (marcinki, turki, jabłoń, śliwka).
9. Nazwy urzędów, władz używane w znaczeniu nazw pospolitych (sejm, senat, izba).
10. Tytuły naukowe i zawodowe, godności, nazwy żołnierzy, członków bractw, zgromadzeń zakonnych, społeczności wyznaniowych, nazwy członków partii, stronnictw politycznych (jezuita, franciszkanin, kawalerzysta, saper, ułan, konfederat). 
11. Rzeczowniki utworzone od imion własnych, nazw własnych, używane jako nazwy pospolite, niejednostkowe nazwy istot mitologicznych, istot będących wytworem fantazji (kościuszkowiec, marksista, elfy, rusałki).
12. Nazwy mieszkańców miast, osiedli, wsi, nazwy absolwentów szkół, utworzone od imion własnych ludzi, nazwy stron świata, pojęcia i terminy geograficzne, nazwy okręgów administracyjnych (harwardczyk, południk, równoleżnik, archidiecezja gnieźnieńska, diecezja poznańska).
13. Przymiotniki utworzone od nazw kontynentów, krajów, miejscowości, narodów, plemion, niebędące nazwami geograficznymi (kultura europejska, sery szwajcarskie, języki słowiańskie).
14. Przymiotniki jakościowe utworzone od nazw własnych (syzyfowa praca, porównanie homeryckie, rok mickiewiczowski). 




* we wszystkich słownikach języka polskiego jest mowa o wielkiej literze, natomiast prof. Miodek apeluje o używanie dużych liter, dlatego nie będę się upierać przy żadnej z tych form, obie są dopuszczalne

środa, 11 lutego 2015

Pisownia przymiotników złożonych (kolory)

symetria.pl
ŁĄCZNIE zapisujemy przymiotniki złożone z członów nierównorzędnych znaczeniowo, czyli takich, w których to drugi człon określa znaczenie (pierwszy jest jedynie dookreśleniem), np. jasnoniebieski - drugi człon, czyli niebieski określa właściwy kolor, pierwszy jest jedynie doprecyzowaniem - jasny; bladoczerwony, ciemnozielony, perłowoszary

ŁĄCZNIE zapisujemy również przymiotniki złożone z więcej niż dwu członów, rozpoczynające się od członu rzeczownikowego, przymiotnikowego, liczebnikowego, zaimkowego (czyli członu nieimiennego); np. żółtobrunatnozielony (zielony z odcieniami: żółtym i brunatnym; czerwonożółtosrebrzysty (srebrzysty z odcieniem czerwonożółtym). 

Przymiotniki złożone z dwóch lub więcej członów równorzędnych znaczeniowo piszemy z łącznikiem; np. biało-czerwony (jeśli mamy problem z określeniem poziomu znaczeniowego, możemy posłużyć się łącznikiem "i"; flaga ma kolor biały i czerwony); czarno-czerwono-żółty; niebiesko-biało-czerwony

wtorek, 10 lutego 2015

Błędne użycie popularnych słów

Są takie słowa, które weszły do języka potocznego, jednak są błędnie używane. Oto kilka najpopularniejszych.

SPOLEGLIWY wbrew pozorom nie oznacza osoby uległej czy łatwo ustępującej. Nazywamy tak osobę, na której zawsze można polegać. Przymiotnik ten został utworzony przez prof. Tadeusza Kotarbińskiego (zapożyczył on niemieckie słowo zuverlassig (wiarygodny) na potrzebny własnych prac filozoficznych; również w języku czeskim mamy słowo spolehlivy, które tłumaczymy jako godny zaufania). Wprawdzie włączono niepoprawne użycie do normy potocznej, jednak we wzorcowej, nazywanie osoby uległej spolegliwą jest nadal błędem.

OPORTUNISTĄ nie nazwiemy człowieka stawiającego opór! Oportunista to osoba, która nie ma zasad, a jej głównym celem jest wyłącznie własna korzyść.

DEDYKUJEMY komuś coś. Możemy zadedykować piosenkę, wiersz, książkę. Często jednak słowo to jest błędnie używane jako synonim przeznaczyć. Nie możemy powiedzieć "pieniądze są dedykowane" - pieniądze przeznaczamy na jakiś cel, a nie dedykujemy komuś.

NOSTALGIA to tęsknota za ojczyzną, a nie po prostu "tęsknota", nie powinniśmy używać nostalgii zamiennie z melancholią.


niedziela, 8 lutego 2015

David Zurdo, Angel Gutiérrez - Ostatnia tajemnica Leonarda da Vinci

Zarówno wokół Świętego Całunu jak i zakonu templariuszy przez lata narastały legendy pełne tajemnic, zagadek, zbrodni. Ta książka to połączenie najciekawszych legend związanych z zakonem i Świętym Całunem, z osobą równie tajemniczą - Leonardem da Vinci, przez lata uważanym za strażnika wiedzy tajemnej. 

Mimo że powszechnie uważa się Święty Całun za płótno pogrzebowe Jezusa Chrystusa, do dzisiaj nie wiadomo, czym on tak naprawdę jest. Są tylko tezy, legendy, zagadki. 

Niespełna 30 lat temu grupa naukowców ogłosiła, że Całun Turyński powstał najprawdopodobniej ok. XIII-XIV wieku (1260-1390). Informacja ta stała się bazą wyjściową dla zbudowania wielowątkowej intrygi.

Książka rozpoczyna się w momencie, gdy Cezar Borgia zamawia u Leonarda da Vinci kopię Świętego Całunu... Następnie akcja prowadzona jest w różnych wymiarach czasowych - współczesność miesza się z różnymi momentami przeszłości, w zależności od tego, gdzie Święty Całun aktualnie się znajduje. Nie można powiedzieć, że opowieść trzyma czytelnika w napięciu. Prawdziwa akcja zaczyna się dopiero pod koniec książki i trwa krótko - na siłę przeciągana gubi swój "urok". Czytelnik ma wrażenie zagubienia - historia templariuszy, rodziny Borgiów, tajemnica da Vinci, wojna, losy zakonów, kościołów - za dużo tego wszystkiego jak na jedną opowieść. Może nie tyle nadmiar zgubił autorów, co brak spójności i silnych powiązań. Często ma się wrażenie, ze poszczególne wątki zostały wplecione w opowieść bez wyraźnego celu. Książka rozwleczona, ale na pewno na swój sposób ciekawa. Jednak miłośnicy spiskowych teorii i średniowiecznych tajemnic poczują niedosyt.