Pokazywanie postów oznaczonych etykietą recenzje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą recenzje. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 12 października 2014

Zygmunt Miłoszewski - Gniew

Nie jest żadną tajemnicą, że w moim mniemaniu Miłoszewski jest najlepszym polskim pisarzem. Świadczy o tym nie tylko ogromna, wręcz rekordowa liczba sprzedanych egzemplarzy. Nawet nie wielość przekładów na języki obce (9!), czy zagraniczne nagrody. Ale liczba oddanych, wiernych czytelników, którzy odliczają dni do premiery najnowszej książki. Sama, gdy tylko pojawiła się wiadomość, że książka już jest, pobiegłam do księgarni. Jednocześnie z ciekawością i niechęcią zabrałam się do czytania. Dlaczego z niechęcią? Bo Gniew jest ostatnią częścią kryminalnej trylogii o "przygodach" prokuratora Teodora Szackiego. Trochę zrzędliwego, marudnego, ale niezwykle inteligentnego i przenikliwego mężczyzny, który podejmuje się spraw trudnych, skomplikowanych i tak bardzo polskich. Ciężko pożegnać się z takim bohaterem. Zwłaszcza, że we współczesnej literaturze takich wyrazistych i głębokich postaci jest niewiele. 

Teodor Szacki po zawiejach życiowych (Uwikłanie, Ziarno prawdy) osiedla się w końcu w Olsztynie. Stopniowo porządkuje swoje życie osobiste: mieszka z trochę szaloną, w dobrym tego słowa znaczeniu, kobietą o imieniu Żenia oraz wbrew płaczom i błaganiom nastolatki, ze swoją 16-letnią córką Helą. Pracuje oczywiście w prokuraturze zajmując się drobnymi przestępstwami, popełnianymi na prowincjach. I z całej siły, ku oburzeniu lokalnych patriotów, nienawidzi miasta 11 jezior. Gdzie jest szaro, ponuro, nawet śnieg przypomina lejące się z nieba błoto, a układ ulic w mieści projektował jakiś pijak nie mający pojęcia o ruchu drogowym i jego usprawnieniu. Jednym słowem spokój, rutyna i potrzebna, od czasu do czasu, irytacja.

Aż pewnego dnia prokurator Szacki zostaje telefonicznie wezwany do odfajkowania Niemca, jak nazywają tutejsi przedwojenne szczątki. Po przeprowadzeniu rutynowych czynności odsyła szkielet do uczelni medycznej, tam w końcu przyda się najbardziej. Ale jeden telefon sprawia, że Szacki staje przed najtrudniejszą sprawą w całym swoim życiu i po raz pierwszy znajduje się po drugiej stronie sprawiedliwości. Okazuje się, że znalezione kości nie są wcale przedwojenne. Ani nawet kilkuletnie. Są to szczątki zaginionego przed tygodniem mężczyzny! Jakim cudem w ciągu kilku dni z dobrze zbudowanego, silnego mężczyzny została sterta kości? W tym celu Szacki bierze udział w eksperymencie przeprowadzanym przez doktora Frankensteina (to nie żart!) i jego asystentkę. Naukowcy odkrywają, że mężczyzna został... rozpuszczony żywcem w kwasie podobnym do tego, który służy do udrażniania rur. Ktoś zadał sobie wiele trudu, żeby bestialsko zamordować ofiarę. Tylko dlaczego? Ta przerażająca zbrodnia jest dopiero wstępem, do mających rozegrać się w Olsztynie zagadek kryminalnych. Powoli zostają okaleczone osoby w jakiś sposób zamieszane w przemoc domową. Mężczyzna, który dręczył żonę psychicznie, sąsiad, który nie pomógł, chociaż słyszał krzyki i prokurator zmęczony życiem, który zlekceważył sygnał wysyłany przez prześladowaną kobietę. Tym prokuratorem jest Teodor Szacki. Nie dość, że walczy o rozwiązanie przerażającej zbrodni to jeszcze musi zachować zimną krew i ochronić najbliższą mu osobę przed szaleńcem, owładniętym ideą samosądów i manią sprawiedliwości. Po praz pierwszy w życiu Szacki posunie się do ostateczności i zrozumie co czują przesłuchiwani przez niego oskarżeni. 

Genialna powieść Zygmunt Miłoszewskiego, laureata wielu nagród, w tym Nagrody Wielkiego Kalibru za najlepszą polską powieść kryminalną i sensacyjną. Wciągająca intryga, niesamowita akcja i rewelacyjne, inteligentne niekiedy ironiczne, poczucie humoru. Książki Miłoszewskiego mają w sobie pewien urok. Nie da się ich czytać jednym tempem. Potrafią przestraszyć, rozśmieszyć, wzruszyć. Autor ze zwyczajnej, codziennej sceny potrafi zrobić prawdziwy stand-up, którego nie powstydziliby się zawodowi komicy. Co rzuca się w oczy, to niezwykła precyzja w dobieraniu szczegółów i ogromna erudycja autora. Miłoszewski zachwyca każdym rozdziałem. Jego, znana już z poprzednich części, technika rozpoczynania akcji od przytoczenia wycinków z gazet, dotyczących świata, kraju, regionu, przeplatana sarkastycznymi komentarzami, zakończona uwagą o aktualnej pogodzie, jest niezwykle ciekawym, dopełniającym akcję, zabiegiem literackim. Głęboko zakorzeniona intryga i wyraziste postaci, dopełniają obraz kryminalnej szarady. Z każdą częścią widzimy zmianę Teodora Szackiego. Z ambitnego, młodego prokuratora (Uwikłanie), po przechodzącego kryzys, zaliczającego przygody miłosne,  rozwodnika (Ziarno prawdy), aż po statecznego mężczyznę próbującego ułożyć życie na nowo (Gniew). 

Pożegnanie z Szackim jest zapewne trudne dla każdego czytelnika, śledzącego od początku jego prokuratorskie sprawy. Fakt, że ostatnia część ma zakończenie otwarte pozostawia nadzieję, że być może kiedyś autor zmieni zdanie i powróci do ulubionego przez Polaków prokuratora. Miejmy taką nadzieję! 

czwartek, 2 października 2014

Millenium: Zamek z piasku, który runął - Stieg Larsson

Kolejna, ostatnia już część kultowej trylogii "Millenium", która rozpoczyna się od przywiezienia Lisbeth Salander i jej ojca, rosyjskiego szpiega Zalachenki - do szpitala. Jest to bezpośrednia kontynuacja historii zapoczątkowanej w Dziewczynie, która igrała z ogniem. Praktycznie większość akcji skupia się tutaj wokół działań Mikaela Blomkvista, przyjaciela Lisbeth, dziennikarza znanego miesięcznika o nazwie "Millenium". Blomkvist odkrywając całą prawdę o przeszłości dziewczyny - powody dla których jako dziecko trafiła do szpitala psychiatrycznego, w którym była głodzona, faszerowana psychotropami i przywiązywana pasami do łóżka, w pozbawionym bodźców pomieszczeniu, następnie ubezwłasnowolniona i oskarżona o potrójne morderstwo - postanawia za wszelką cenę pomóc w uratowaniu Salander, przed niesprawiedliwą karą, gdyż nie wierzy w stawiane jej zarzuty. Dziennikarz odkrywa tzw. Klub Zalachenki, czyli Sekcję Sapo, która nielegalnie współpracowała z rosyjskim szpiegiem i pomagała mu w ukrywaniu zbrodni. Mając do pomocy jedynie garstkę osób przyjaznych Lisbeth rozpoczyna serię manipulacji mających na celu zdobycie dowodów na jej niewinność. W tym czasie Salander przebywa w szpitalu, gdzie próbuje wrócić do zdrowia po skomplikowanej operacji wyjęcia pocisku z mózgu. Akurat właśnie teraz przydałyby się Mikaelowi jej zdolności hakerskie. Rozpoczyna się wyścig z czasem i proces słowa przeciw słowu. Pracownicy Sekcji chwytają się wszelkich sposobów, aby uciszyć Salander i dziennikarza, a tym samym zamieść całą sprawę pod dywan. Idąc po trupach do celu, stopniowo pozbywają się dowodów na własne działania przestępcze. 
Jednocześnie prowadzony jest wątek Eriki Berger, byłej naczelnej "Millenium", która po odejściu do innej gazety jest prześladowana: otrzymuje e-maile z pogróżkami, ktoś włamuje się do jej domu wykradając poufne zdjęcia i nagrania, oraz raniąc Erikę. Paradoksalnie, jedyną osobą, która angażuje się w pomoc byłej "rywalce" jest Lisbeth Salander. 
Trzymająca w napięciu, ostatnia część kryminalnej trylogii, w której dochodzi do wyjaśnienia wszystkich tajemnic i zagadek. Koronkowo pleciona akcja, w której nie ma miejsca na zwolnienie tempa, czy skrótowość. Niezwykle intrygujące wątki, które budzą w czytelniku wachlarz emocji: począwszy od złości, żalu, poczucia krzywdy, po nadzieję i potrzebę sprawiedliwości. Rzadko, w powieści kryminalnej, zdarza się, aby autor umieścił w niej przebieg procesu sądowego. Larsson nie tylko umiejętnie wplata rozprawę w samo sedno akcji, ale także stosuje niezwykle sprytne posunięcia prawnicze, które w jednej chwili odwracają kartę. Bez wątpienie autor podarował czytelnikom jedną z najlepszych w historii opowieści kryminalnych. Już pierwszy rozdział thrillera uzależnia, a samo rozwiązanie fabuły przypomina efekt domina: poruszenie jednej nieistotnej sprawy, powoduje prawdziwą lawinę. Jedyna rzecz, która może budzić sprzeciw, to taka, że mistrz szwedzkiego thrillera nie zabierze nas już więcej w niebezpiecznie genialną podróż. 

poniedziałek, 22 września 2014

Marek Krajewski - Władca liczb

"Ujrzyj sens i potężne działanie liczb
nie tylko w świecie bogów i demonów,
ale także we wszystkich ludzkich czynach i słowach..."


Wrocław 1956 rok. Z Odry wyłowiono troje samobójców. Zadziwiający jest fakt, że każda z utopionych osób najpierw zażyła arszenik, a dopiero później rzuciła się w wir rzeki. Jakby obawiali się, że ktoś w ostatniej chwili ich uratuje, dlatego popełnili samobójstwo dubeltowe. Mimo podobieństw, policja nie łączyła ze sobą tych trzech spraw, w końcu ofiary różniło dosłownie wszystko: pozycja społeczna, płeć, wykształcenie, poglądy. Wspólny był jedynie fakt, że żadna z wyłowionych z Odry osób nie miała powodu, by popełnić samobójstwo...

Do Edwarda Popielskiego (pracującego teraz w kancelarii adwokackiej, jako prywatny detektyw) przychodzi hrabia Władysław Zaranek-Plater z nietypowym zleceniem. Jego brat Eugeniusz, matematyk, od lat zafascynowany jest przemiennościami (liczba parzysta, liczba nieparzysta, liczba parzysta itd.). Ostatnie lata życia poświęcił badaniom nad liczbami Belmispara (władcy liczb). Eugeniusz wyznaczył tzw. punkty Belmispara, czyli współrzędne miejsc, które składają się z liczb parzystych i nieparzystych ułożonych naprzemiennie. Uważał, że jeśli miejsce, czas i osoby (wszystko liczone tak samo: naprzemiennie, w przypadku osób: kobieta, mężczyzna, kobieta itd,), czyli trzy czynniki wejdą w punkt Belmispara, władca liczb będzie domagał się ofiary. W ten sposób tłumaczył wszystkie trzy dubeltowe samobójstwa. Co więcej, matematyk uważał, że sam stanie się ofiarą Belmispara, wyznaczył nawet datę swojej śmierci, dlatego poprosił o zamknięcie go w okratowanym mieszkaniu, do którego tylko dwie osoby miały klucze. Hrabia Władysław Zaranek-Plater prosi Popielskiego, aby wyjaśnił, w sposób logiczny okoliczności śmierci samobójców, a w najgorszym wypadku zmusił ich rodziny do fałszywych zeznań, jakoby ich najbliżsi planowali samobójstwo dużo wcześniej. Popielski, z zamiłowania matematyk, z wykształcenia filolog klasyczny, chętnie podejmuje wyzwanie władcy liczb, zwłaszcza, że hrabia proponuje duże honorarium. 

Śledząc ostatnie chwile życia samobójców, odwiedzając ich rodziny, zagłębiając się w wyliczenia szalonego matematyka, Popielski coraz bardziej daje się uwieść opowieści o władcy liczb. Chociaż początkowo uważa tezę o istnieniu Belmispara za obłęd, z czasem przekonany jest o tym, że swoim śledztwem uwolnił zło. Z pomocą przychodzi mu Leokadia, kuzynka, z którą jest związany (wyłącznie platonicznie) od 60 lat! Kobieta zauważa, że każdy z samobójców stał przed ważnym dylematem życiowym, a co się z tym wiązało potrzebował rady. Do kogo ludzie zwracają się o pomoc, gdy chcą dokonać istotnego wyboru? Do księdza, wróżki, nauczyciela? Dodatkowo, samobójcy w ostatnim czasie robili sobie zdjęcia. Czyżby na decyzję o ich śmierci wpłynął w jakiś sposób fotograf? 

Edward Popielski wydaje się być policjantem nietypowym, jak na współczesne realia. Sprawiedliwość pojmuje wyłącznie subiektywnie. Jest zwolennikiem zasady oko za oko i często - jak to się teraz mówi - poza protokołem, sam wymierza kary. Korupcja, szantaż, groźby, tortury to dla niego podstawowe narzędzia pracy (a dla dzisiejszego przedstawiciela wymiaru sprawiedliwości? przynajmniej oficjalnie nie). Jest człowiekiem wykształconym, posiadającym przedwojenne maniery, a jednocześnie zepsutym policjantem, który na sumieniu ma wiele grzeszków, drobnych lub większych. Erotomanem, który nie przepuści żadnej pięknej kobiecie. Sam nigdy nie rozwiązałby tylu spraw, gdyby nie Leokadia - nieco wścibska, ale wyrozumiała, lojalna i bardzo inteligentna kuzynka, która drobną, na pierwszy rzut oka nieistotną uwagą, burzy wszystkie mocno stojące fundamenty śledztwa. Najczęściej kierując myśli Popielskiego na właściwy trop. Stanowią wspaniały uzupełniający się - myślę, że można użyć tego słowa - duet. 

Władca liczb to kryminalna zagadka, której rozwiązanie następuje w dwóch pokoleniach. Edward Popielski zaczyna, natomiast ostateczne rozwiązanie pozostawia swojemu synowi. Książka pełna makabrycznych opisów i szaleńczych tez. Momentami ziejąca obłędem. Jedyna rzecz, do której można mieć zarzuty to wątek syna Popielskiego - zalatujący intrygą w stylu Mody na sukces

wtorek, 16 września 2014

Stieg Larsson - Millenium: Dziewczyna, która igrała z ogniem

Dziewczyna, która igrała z ogniem to druga część kryminalnej trylogii Stiega Larssona Millenium. Stanowi ona oddzielną historię, jednak ponownie śledzimy zmagania Lisbeth Salander i Mikaela Blomkvista, którzy tym razem walczą o uniewinnienie... głównej bohaterki.

Lisbeth Salander została oskarżona o potrójne morderstwo. Jedną z ofiar był jej opiekun prawny, który w pierwszej części (Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet) gwałcił ją i znęcał się psychicznie nad swoją podopieczną. Czyżby Salander postanowiła wymierzyć sprawiedliwość swojemu oprawcy? Ale ofiar było troje. Co dobra researcherka ma wspólnego z dziennikarzem śledczym i naukowcem? Może ktoś nadepnął jej na odcisk? Albo po prostu została wrobiona? Gdy najlepsi detektywi w kraju są przekonani o winie Salander, a policja ściga ją listem gończym, Mikael Blomkvist rozpoczyna własne śledztwo, próbując udowodnić niewinność swojej przyjaciółki. Sięga do jej przeszłości i odkrywa makabryczne sekrety dzieciństwa Lisabeth. Dowiaduje się dlaczego została ubezwłasnowolniona i jako dziecko zamknięta w szpitalu psychiatrycznym. Poznaje Całe Zło, które wydarzyło się w życiu Salander i dlaczego dziewczyna igrała z ogniem.

Równolegle w powieści prowadzony jest wątek handlu żywym towarem, który zdaniem Blomkvista związany jest z morderstwami. W jaki sposób? Co wspólnego z prostytucją ma Salander i czy dziennikarzowi uda się udowodnić swoją hipotezę? Historia zaczyna robić się naprawdę niebezpieczna... A rozwiązanie następuje dopiero w trzeciej części.

To niesamowite, jak Larsson przez dokładnie 700 stron potrafi budować spójną i trzymającą w napięciu intrygę. Kartki przewijają się szybciej niż sekundnik na zegarze i czytelnik, pogrążony w genialnej opowieści, nie ma świadomości upływu zarówno stron jak i czasu. A niedokończenie historii sprawia, że chce się natychmiast sięgnąć po kolejną część. Możemy jedynie żałować, że taki talent nie napisał więcej książek...

wtorek, 9 września 2014

Michaił Bułhakow - Mistrz i Małgorzata

Pierwszy raz przeczytałam Mistrza i Małgorzatę wiele lat temu. Pamiętałam jedynie, że książka mnie zaintrygowała i wciągnęła. Po latach postanowiłam do niej powrócić. Mając już, z pewnością dużo bogatsze niż 8-9 lat temu, doświadczenie czytelnicze spojrzałam na Mistrza i Małgorzatę z zupełnie innej perspektywy.

Utwór dzieli się na dwie części, pierwsza dotyczy obecności Szatana w ateistycznym Związku Radzieckim, druga natomiast koncentruje się wokół historii bezimiennego Mistrza i jego ukochanej Małgorzaty.

Historia rozpoczyna się, gdy do rozmowy dwóch mężczyzn: redaktora Berlioza i poety Iwana Bosego dołącza nieznajomy cudzoziemiec, który zdaniem rozmówców mówi zupełnie od rzeczy, przewidując, że Berlioz niedługo umrze, a on zadomowi się w jego mieszkaniu. Zdaniem cudzoziemca, redaktorowi kobieta utnie głowę, a to wszystko dlatego, że Annuszka rozlała olej słonecznikowy. O dziwo, wszystkie słowa cudzoziemca wkrótce się spełniają, a w Moskwie dzieją się przedziwne rzeczy, przyprawiające o obłęd tych najbardziej znanych i najbardziej wpływowych mieszkańców miasta. I to w dosłownym znaczeniu.

Pobyt Szatana Wolanda wraz ze swoją zwariowaną świtą, przeplatany jest historią Poncjusza Piłata i skazanego na śmierć proroka Jeszui, która to zniszczyła życie Mistrzowi. Nie będę streszczać fabuły, żeby nie pozbawiać zabawy przyszłych czytelników. Nie mam zamiaru również skupiać się na rozbiórce utworu, gdyż szkolne opracowania zrobiły to aż nazbyt dokładnie, ograbiając książkę z właściwego przesłania. Napiszę prosto: komiczne przygody kota Behemota, Azazella i Fagota doprowadzają do łez. Książka pełna ironii, dystansu, inteligentnego humoru. Jest mieszaniną przeróżnych technik narracyjnych (satyry, baśni, przypowieści biblijnej, powieści kryminalnej czy przygodowej), momentami wywołuje efekt montażu filmowego. Jest powieścią szkatułkową (powieść w powieści), która wciąga, zaciekawia, rozśmiesza i uczy. Sam Szatan Woland jawni nam się jako postać sympatyczna, wesoła, sentymentalna, a nawet dobra. Z pewnością robi pozytywne wrażenie na czytelniku, a w komplecie ze swoimi towarzyszami potrafi wywołać szczery uśmiech na twarzy czytelnika. Dostaje migreny, gdy słyszy, że ludzie próbują mu udowodnić, że on nie istnieje. Musi nieustannie mieć oko na kota Behemota i jego towarzyszy, gdyż potrafią doprowadzić do ruiny całe miasto, oczywiście niechcący i w niecodziennie, przekomiczny sposób. Pomaga Mistrzowi i Małgorzacie spełnić marzenia, lituje się na nieszczęśliwą miłością i każe nieuczciwych obywateli Moskwy. Stwierdza, że każdy na końcu dostaje dokładnie to, w co wierzy.

Bułhakow pisał Mistrza i Małgorzatę ponad 20 lat i do samej śmierci poprawiał powieść, ciągle nie uzyskując pożądanego przez siebie efektu. 

Stieg Larsson - Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet

Mikael Blomkvist, redaktor naczelny poczytnego pisma "Millenium" publikuje reportaż o jednym z największych biznesmenów Wennerstromie, demaskujący jego przekręty i ujawniający podejrzane źródła dochodów. Niestety, mimo że posiada ważne dowody, nie może ich wykorzystać, gdyż nie chce spalić źródła swoich informacji. W efekcie, zostaje skazany za pomówienia na karę 3 miesięcy pozbawienia wolności oraz grzywnę. Postanawia zostawić kierowanie pisma swojej wspólniczce i nieformalnej partnerce Erice i usunąć się w cień, aby zdobyć mocniejsze dowody przeciw Wennerstromowi i wrócić do gry silniejszym. W międzyczasie dostaje dziwne i bardzo opłacalne zlecenie, które postanawia wykonać. Ale nie ze względu na oferowaną sumę czy ciekawą zagadkę, ale za materiały potwierdzające nieuczciwość biznesmena. 

Ponad 40 lat wcześniej, (z powodu wypadku) na odciętej od świata wyspie przepada młoda dziewczyna Harriet Vanger. W pobliżu znajdują się wyłącznie członkowie wielkiego rodu Vangerów, nikt obcy nie miał możliwości ani dostać się na wyspę, ani z niej uciec, a mimo tego nie znaleziono nawet ciała Harriet. Najbliżsi przez wiele lat przerobili wszystkie możliwe scenariusze domniemanej zbrodni, jednak bezskutecznie. Tajemnica zaginięcia dziewczyny, przypominająca zagadkę zamkniętego pokoju, tylko, że bez trupa, okazała się nierozwiązalna. Mimo wszystko wujek Harriet postanawia przed śmiercią jeszcze raz prześwietlić wszystkie możliwości zaginięcia dziewczyny. W tym celu wynajmuje Mikaela Blomkvista, który pod pretekstem pisania kroniki rodzinnej ma prześledzić ostatnie chwile z życia Harriet i spróbować rozwiązać zagadkę jej tajemniczego zaginięcia. Ponieważ Mikael szybko wpada na nowy trop, potrzebuje pomocnika, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych, potrafiącego obejść każdą barierę, zdobyć pożądaną informację i dotrzeć tam, gdzie inni mają zakaz wstępu. Tym pomocnikiem okazuje się młodziutka, szokująca wyglądem i zachowaniem Lisbeth Salander - najlepsza i najskuteczniejsza researcherka jaką do tej pory zatrudniono. Salander i Blomkvist odkrywają, że w okolicach domu Vangerów od lat giną kobiety. Harriet była jednak jedyną, której ciała nie odnaleziono. Pozostałe ofiary zostały brutalnie zamordowane. Ich śmierć ma związek z pewnymi cytatami pisma świętego. Morderca na własną rękę wymierza sprawiedliwość? A może to tylko fanatyk religijny domagający się krwi? I podstawowe pytanie: jak to możliwe, że kontynuuje swoje zbrodnie od przeszło 60 lat! Czy ma naśladowcę? A może sam wybrał następcę? Na te pytania bohaterowi będą musieli znaleźć szybką odpowiedź, jeśli chcą dowiedzieć się co naprawdę stało się z Harriet i być może uratować kolejną ofiarę. Jedno jest pewne: zabójc(a)y nienawidzą kobiet!

Genialny kryminał szwedzkiego dziennikarza, który niestety nie doczekał sukcesu swojej trylogii (Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet to pierwsza część kryminalnej trylogii Millenium). Larsson zachwyca wymyślną, koronkowo plecioną, zagadką, trzymającą w napięciu akcją, doskonałą techniką budowania fabuły i tworzenia wyrazistych postaci. Postać Salander zrehabilitowała wcześniejsze pomijanie bądź szablonowe przedstawianie kobiet w powieściach kryminalnych. To ona staje się głównym dowodzącym i najskuteczniejszym graczem.
Książka trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony, Trudno wymyślić lepszy prezent dla mola książkowego :)

środa, 20 sierpnia 2014

Pozdrowienia z Londynu - Krzysztof Beśka

Przyznam szczerze, że bardzo długo czytałam ten kryminał. Początek zachęcający nie był. Niby była tajemnica, zbrodnia, zagadka, czyli wszystko, co kryminał powinien mieć, a jednak historia nie trzymała w napięciu. Dopiero pod koniec akcja nabrała dynamiki. I to jakiej! Końcówkę dosłownie pochłonęłam z wypiekami na twarzy. Ale od początku...

Łódź, lata 90. XX wieku, ktoś brutalnie okalecza i morduje młode kobiety, prostytutki. Ich ciała mają zmasakrowane narządy rodne: wycięta łechtaczka. Policja nie radzi sobie ze śledztwem, a morderca  w tym czasie zabija kolejne ofiary. Złapać go może wyłącznie detektyw Stanisław Berg - krzyżówka Pana Lecoq - kameleona, który uwielbia się przebierać w różne stroje, skrywając nie tylko swoją tożsamość, ale i wygląd, z Sherlockiem Holmesem - mistrzem dedukcji. Tylko, że detektyw Berg również zniknął...

Ciekawa opowieść wzorowana na historii Kuby Rozpruwacza, a właściwie: przeniesienie Rozpruwacza w łódzkie realia. Genialny detektyw i dynamiczna akcja. Sceny pościgu żywcem wyjęte z Jamesa Bonda. I zakończenie w stylu... Marka Krajewskiego - ponure, tragiczne, niesprawiedliwe. W tej książce nie ma miejsca na happy endy. 
Inteligentny autor, który w swojej twórczości łączy najlepsze wątki znanych wzorców. Aż dziwne, ze tak cicho o nim na arenie polskich kryminałów. 


Książkę otrzymałam od portalu Zbrodnia w Bibliotece, który gorąco polecam :)

sobota, 9 sierpnia 2014

Koniec świata w Breslau - Marek Krajewski

Wrocław 1927. Samotny, nadużywający alkoholu muzyk został przywiązany do haków w komorze zakładu szewskiego i zamurowany. Bezrobotny ślusarz, aktywny komunista został poćwiartowany we własnym mieszkaniu. Tych dwóch zamordowanych dzieliło wszystko: wiek, wykształcenie, status społeczny, poglądy polityczne. A łączyła tylko jedna rzecz: do ich ciał morderca przyczepił kartkę z kalendarza - data wykonania egzekucji. Wkrótce wrocławska policja znajduje coraz więcej zmasakrowanych zwłok. Wszystkie z kartką z kalendarza. Morderca wyraźnie chce zwrócić uwagę na datę. Ale dlaczego? Czy kalendarz stanowi jakiś szyfr? A może zabójca przypomina o nierozwiązanych zbrodniach sprzed lat? Eberhard Mock będzie musiał zagłębić się w historię miasta i uważnie przejrzeć kroniki kryminalne, aby rozgryźć motyw mordercy. 

Sprawa kalendarza zbiega się z jego kłopotami małżeńskimi i rodzinnymi. Żona Eberharda Mocka - Sophie potajemnie zaczyna brać udział w perwersyjnych seansach okultystycznych, a jego bratanek, wbrew swoim rodzicom postanawia zostać poetą i wiąże się, ze starszą o 30 lat, notowaną przez kroniki policyjne, artystką. Oba wątki kończą się tragicznie dla głównego bohatera. Czy kryzys w życiu prywatnym odbije się na jego obowiązkach służbowych? Czy Mock dopadnie seryjnego mordercę?

Ciekawa powieść Krajewskiego, gdzie jak zwykle uznanie budzi ogromna erudycja i inteligencja autora, bijąca z każdego dialogu i wątku kryminału. Sprawa morderstwa przeplata się z motywami obyczajowo-rodzinnymi, które w kulminacyjnym momencie mają więcej wspólnego z mordercą z kalendarza, niż czytelnik mógłby przypuszczać. Powieść szkatułkowa, w której każdy wątek mają swoje, równie ciekawe wątki. I jak zwykle sprawiedliwość posiada własne oblicze...



niedziela, 3 sierpnia 2014

Liczby Charona - Marek Krajewski

Ile razy sięgam po książki Marka Krajewskiego, jestem pod ogromnym wrażeniem erudycji, wiedzy, perfekcyjnego warsztatu pisarskiego, doskonałej intrygi. Jeśli czytelnik szuka lektury łatwiej i banalnej, gdzie krew leje się strumieniami, a intryga, chociaż wciągająca, sprawia, że po rozwiązaniu zagadki spokojnie przechodzimy do porządku dziennego - źle trafił. U Krajewskiego nie ma pojęcia sprawiedliwości rozumianej, zgodniej z literą prawa. Każdy ma swoją sprawiedliwość. I dlatego kryminały te wzbudzają tyle emocji...

Jest 1929 rok. We Lwowie, na strychu brudnej i podejrzanej kamienicy, znaleziono ciało wróżki. Zmarła miała pętlę na szyi. Jednak to nie uduszenie było przyczyną śmierci. Kobieta otrzymała perfekcyjny cios gwoździem w mlecz, czyli stos pacierzowy, który spowodował natychmiastową śmierć. Morderca wyciął zamordowanej płat skóry głowy, razem z włosami i dołączając list, napisany po hebrajsku, wysłał do naczelnika komendy. Nikt jednak, nie potrafi przetłumaczyć tajemniczej wiadomości - jedyny mężczyzna znający języki klasyczne, został wydalony z policji za niesubordynację. Wymiar sprawiedliwości, musi więc szukać eksperta na własną rękę. Czy poradzą sobie bez Edwarda Popielskiego? 

Komisarz Edward Popielski, po przymusowym zakończeniu pracy we lwowskiej policji, wraca do udzielania korepetycji z matematyki. Zajęcie to jednak wyraźnie wykracza, poza granice jego cierpliwości. Dlatego chętnie przyjmuje zlecenie jako prywatny detektyw. Sprawa, której się podejmuje sprowadza na niego nie tylko ogromne nieszczęście, ale także miłość. A co najważniejsze, łączy się ze śledztwem prowadzonym przez lwowską policję. Czy Popielski wróci do służby? Okazuje się, że jest jedyną osobą, która może dorównać zbrodniarzowi i odczytać szyfr, za pomocą którego zabija. Zbrodniarz posługując się alfabetem hebrajskim i skomplikowanym systemem matematycznym, wylicza datę śmierci, oraz sposób, w jaki zginie dana osoba - jeśli profesja, umieszczona w kwadracie magicznym, zgadza się z imieniem i nazwiskiem - wówczas zabija, nazywając swoje wyliczenia liczbami Charona. Czy Popielski uratuje następną potencjalną ofiarę i złapie szalonego mordercę? 

Książka genialna! Rewelacyjna intryga, przeplatana, naukowymi zagadkami i obyczajowymi epizodami z życia komisarza. Świetne połączenie zbrodni, miłości i nauki. Jak zwykle emocje budzi mało moralne zachowanie komisarza i wymierzanie sprawiedliwości z perspektywy jednostki. Krajewski całkowicie burzy schemat odpowiedzialności za zbrodnię. Pojawia się również motyw rozprawy sądowej, tak rzadki w powieści kryminalnej, gdzie akcja kończy się wraz z ujawnieniem mordercy. Proces, który się toczy, ma nie tyle udowodnić tezę o zbrodni, sformułowaną przez Popielskiego, co uchronić go przed ostateczną porażką. Czy Popielskiemu uda się wywinąć od odpowiedzialności? U Krajewskiego nie można być pewnym niczego... 


piątek, 1 sierpnia 2014

Marcin Wroński - Morderstwo pod cenzurą

Podobno dobrą książkę poznaje się już po kilku pierwszych stronach. Jeśli wciągnie, zaciekawi, czytelnik jest "kupiony", jeśli nie - jest duża szansa, że może nie doczytać do końca. Niecierpliwych czytelników w końcu nie brakuje. Kłóciłabym się z tą zasadą, zwłaszcza po przeczytaniu kryminału Marcina Wrońskiego Morderstwo pod cenzurą. Nie będę ukrywać, że początek wcale mnie nie porwał. Był trup, była zagadka, ale jakoś to wszystko było mało wciągające. Mam jednak zasadę, że nigdy nie odkładam książki, jeżeli jej nie przeczytam do końca. I choćby była naprawdę nudna, zaciskam zęby i czytam dalej. Może to przyzwyczajenie z lektur szkolnych, a może upór polonisty. Nie wiem. W każdym razie, dobrze, że nie rzuciłam tej książki w kąt.

Lublin 1930 rok. Mieszkańcy przygotowują się do obchodów 11 listopada. Jednak na kilka dni, przed patriotycznym świętem, zostaje brutalnie zamordowany we własnym mieszkaniu, redaktor naczelny prawicowej gazety. Wszyscy upatrują się w tym podtekstu politycznego. Śledztwem zajmuje się Zygmunt "Zyga" Maciejewski, policjant, który nie zawsze postępuje zgodnie z prawem. Postać momentami przypominająca Edwarda Popielskiego, komisarza z utworów Marka Krajewskiego. Jednak pracę operacyjną utrudnia mu policjant, przydzielony do pomocy z komendy głównej. Pytanie tylko: czy ma on faktycznie pomóc, czy nie dopuścić do odnalezienia mordercy? Po pewnym czasie znalezione zostaje ciało cenzora prasowego, pracującego w tej samej gazecie, co zamordowany wcześniej redaktor. Kolejne zwłoki komplikują jeszcze bardziej kryminalną zagadkę. A, jak odkrywa Maciejewski, w sprawę zamieszani są najbardziej wpływowi mieszkańcy Lublina. Czy dojdzie do rozwikłania kryminalnej szarady? Czy może prawda okaże się zbyt niekorzystna dla wysoko postawionych obywateli, aby mogła zostać ujawniona?

Wroński budując fundamenty kryminalnej zagadki, z reportażową dokładnością odtwarza specyfikę miasta, warunki społeczne, tło polityczne i obyczajowe Lublina z I połowy XX wieku. Z intrygi bije ogromna erudycja i wiedza historyczna autora. Akcja, szczególnie pościgi, momentami przypominają dobry film sensacyjny, z dramatycznymi zwrotami wyjętymi wprost z Jamesa Bonda, a otwarte zakończenie budzi wiele emocji.

sobota, 19 lipca 2014

Pancerne serce - Jo Nesbo

W Oslo znaleziono ciała dwóch młodych kobiet, które utopiły się... we własnej krwi. W ustach miały 24 rany głębokie rany, zadane tajemniczym narzędziem tortur. Wkrótce w podobny sposób ginie parlamentarzystka. Wydawałoby się, że kobiety nie mają ze sobą nic wspólnego, jednak nie ulega wątpliwości, że zostały zamordowane przez tego samego człowieka. Czy to seryjny zabójca? Ma jakieś kryterium doboru ofiar, czy działa zupełnie przypadkowo? Wydział zabójstw nie radzi sobie z tymi sprawami, a naciski ze strony prasy i ministerstwa są coraz silniejsze. Nie pozostaje im nic innego, jak odszukać najlepszego norweskiego śledczego i zmusić go, aby zbadał tę sprawę. Zadanie to, paradoksalnie, będzie jeszcze trudniejsze, niż znalezienie mordercy, gdyż Harry Hole, potrafi być bardzo uparty. 
Po sprawie Bałwana (Pierwszy śnieg) Harry Hole zrezygnował z pracy w Wydziale Zabójstw i wyjechał do Hongkongu. Tylko ze względu  na krytyczny stan zdrowia swojego ojca, Harry zgodził się wrócić do Oslo i zająć ostatnią (ileż będzie jeszcze tych ostatnich spraw?) sprawą. Sposób działania mordercy przypomina postępowanie Bałwana. Czyżby nieobliczalny seryjny zabójca doczekał się naśladowcy? Harry próbując rozwikłać zagadkę tajemniczych morderstw i poznać narzędzie tortur natrafia na kolejne trupy. Czuje, że depcze zabójcy po piętach, jednak ten jest zawsze o krok przed nim. Czy zdąży rozpracować schemat zbrodni zanim znowu poleje się krew?
Kolejna genialna intryga Nesbo i trzymająca w napięciu akcja. Szczególnie podobał mi się zabieg, w którym po każdej akcji Harrego pojawiał się monolog anonimowego mężczyzny, prawdopodobnie sprawcy, komentującego ruchy policji.  Przyznam szczerze, że był moment, w którym nieustanne pościgi za sprawcą zaczynały mnie już męczyć - nie mogłam się doczekać, aż w końcu go złapią i akcja się zakończy. Jednak Nesbo zgrabnie wybrnął z tego przekombinowania, a z każdą kolejną częścią opowieści o śledczym Harrym Hole czyta się z większymi wypiekami na twarzy. 

niedziela, 6 lipca 2014

Joanna Chmielewska - Nawiedzony dom

Zdecydowanie wolę kryminały dla młodzieży Chmielewskiej, niż jej powieści, w których bohaterką jest Joanna - taka szalona, w każdym calu idealna, że aż denerwująca. Nawiedzony dom to opowieść o dwójce rodzeństwa, która po przeprowadzce do nowego, podejrzanego domu, rozpoczyna zabawę w detektywów, a towarzyszy im przy tym znaleziony pies - Chaber. 
Ojciec rodzeństwa otrzymuje w spadku wielki dom, ale już od samego początku ma z nim spore problemy. A to remont okazuje się niemożliwy, a to w części domu mieszka uciążliwa, niepożądana współlokatorka, która ani myśli się wyprowadzić. I jeszcze na dodatek jacyś żartownisie wypisują dziwne znaki na jego samochodzie. Czyżby komunikowali się szyfrem? Dobrze, że sprawą zainteresowało się rodzeństwo: Janeczka i Pawełek, bo kto wie, jakby się cała historia z domem, przemytem i gangiem skończyła, gdyby rodzeństwo nie rozwiązało sprawy, nad którą policja pracowała latami.
Zabawna detektywistyczna historia dla dzieci i młodzieży. Pełna humoru, szalonych pomysłów i tajemniczych zwrotów akcji. Trochę naiwna i przerysowana, ale taka przecież musi być kryminalna książka dla dzieci. W każdym razie, lepiej czyta się o przygodach rodzeństwa Chaber niż Joannie. 


wtorek, 24 czerwca 2014

Leroux Gaston - Upiór w operze

Tej powieści chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Ukazywała się w odcinkach w latach 1909-1910. Jest to najsłynniejszy utwór Gastona, mimo że jego powieści detektywistyczne stanowią prawdziwą ucztę dla kryminalnych smakoszy i doskonały dokument do badań dla historyków literatury. 

Upiór w Operze to mistrzowsko zawiązana intryga, zahaczająca pod powieść grozy, powieść gotycka. Co tu dużo pisać, w operze dzieją się dziwne rzeczy: wszyscy wierzą w istnienie upiora, który wynajmuje loże numer 5 (czyta plan, zostawia bileterce napiwek, czekoladki, kwiatek z bukietu), tylko nowi dyrektorzy uważają, że obecność rzekomego upiora to niesmaczny żart. Wypowiadają więc wojnę zjawie, łamiąc wszelkie zobowiązania wobec upiora podtrzymywane przez poprzedników. Wkrótce wszelkie groźby przekazywane przez upiora w listach zaczynają się spełniać... Upiór przede wszystkim domaga się, aby główną arię grała Christina, córka skrzypka, która wierzy w istnienia Anioła Muzyki. Uważa, że to on uczy ją wieczorami w garderobie śpiewu. Z czasem okazuje się, że to Erick - zdeformowany fizycznie, utalentowany kompozytor, żyjący w piwnicy opery. Czy to on jest upiorem? Jak skończy się jego związek z Christiną? Jak śpiewaczka wybrnie z miłosnego trójkąta? 

Już od samego początku utworu, autor twierdzi, że upiór istniał naprawdę. Czytelnik może mu wierzyć bądź nie, ale niezależnie od odpowiedzi przyzna, że historia Ericka jest niesamowita. Autor bawi się z czytelnikiem w kotka i myszkę, wprowadza w mroczną, tajemniczą historię, po czym wszystko perfekcyjnie i logicznie wyjaśnia. Niczym Piękna i Bestia i Romeo i Julia razem :D

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Leroux Gaston - Tajemnica zółtego pokoju

peb.pl
Tajemnica żółtego pokoju to jeden z pierwszych kryminałów, które stanowią próbę rozwiązania morderstwa dokonanego w zamkniętym pomieszczeniu, do którego, pozornie, nikt obcy nie miał wstępu. Utwór ukazał się w 1907 w odcinkach. Wówczas po raz pierwszy pojawiała się postać reportera-detektywa Josepha Rouletabillea, który niespełna rok później podbił serca miłośników powieści detektywistycznych.

Rouletabillea jest przykładem detektywa, który nie tylko bezbłędnie składa pozornie niezwiązane ze sobą elementy w jedną całość, ale także bardzo drobiazgowo zbiera najdrobniejsze ślady pozostawione na miejscu zbrodni (wyciąga spod łóżka zakrwawiony włos). Nie dzieli się jednak swoimi spostrzeżeniami z czytelnikiem. Krzyczy "wszystko jasne" i pozostawia czytającego w fazie własnych domysłów i przypuszczeń. 

Utwór został napisany zgodnie ze wszystkimi złotymi zasadami powieści detektywistycznej, sformułowanymi przez Detecion Club (do którego należała m.in. Agata Christie czy Dorota Sayers). No prawie wszystkimi. Autor jedną z nich złamał drastycznie. Którą? Tego zdradzić nie mogę, bo zepsuję zabawę osobom, które Tajemnicy żółtego pokoju jeszcze nie czytały. 

Dzisiejszego czytelnika może trochę nudzić fabuła, ale sama chęć poznania wyjaśnienia zbrodni dokonanej w zamkniętym od wewnątrz pokoju, gdzie okna były zakratowane, nie było również żadnego tajemnego przejścia, zbrodniarz oczywiście nie korzystał również z magicznych sztuczek, sprawi, że z pewnością nawet najbardziej wybredny czytelnik dotrwa do końca. Jest to swoista próba rozumu i wyjaśnienia niemożliwego wyłącznie prawami logiki. Czy rozwiązanie okaże się satysfakcjonujące? Z pewnością bez drobnych naciągnięć nie udałoby się uzyskać takiego efektu. 

sobota, 21 czerwca 2014

Niebo istnieje... Naprawdę! - Todd Burpo

Gdy w repertuarze kinowym zobaczyłam film o tytule Niebo istnieje... Naprawdę! wiedziałam, że muszę go zobaczyć. A zajawka o podróży do nieba małego chłopca dodatkowo mnie zaciekawiła. Zawsze interesowałam się śmiercią kliniczną, zastanawiałam się co się dzieje z człowiekiem, gdy staje na granicy życia i śmierci, a opowieść 4 letniego chłopca, wydała się nadzwyczaj interesująca. Kto może być bardziej wiarygodny niż dziecko? Sceptycy zaraz odpowiedzą, że dziecko ma przecież bujną wyobraźnię itd., ale zapominają, że dzieci w tym wieku nie znają konwenansów, pojęcia wstydu, nie boją się zapytać i mają niewinną szczerość, której dorosłym brakuje. 

Oczywiście cały film przepłakałam. 

Nie wiedziałam wówczas, że dużo wcześniej powstała książka. Równie piękna jak film, chociaż takich krokodylich łez ze mnie nie wycisnęła. 

Todd Burpo pastor w małym miasteczku, nazywany Hiobem, bo doświadczył bardzo wiele, opisuje historię swojego synka, który mając 4 lata trafił do nieba. Colton przez wiele dni wymiotował. Lekarze nie wiedzieli co mu dolega, a chłopiec gasł w oczach. Pastor postanowił zabrać go do innego szpitala, chociaż tracił powoli nadzieję na uratowanie dziecka. Tam okazało się, że chłopcu pękł wyrostek, a trucizna rozlewała się po jego ciele aż 5 dni. Chłopiec przebył operację i tysiące różnych zabiegów, ratujących jego zanieczyszczone narządy. Gdy leżał na stole operacyjnym wyszedł z ciała i zobaczył swoją operację, w jednym pokoju ojca krzyczącego na Boga, a w drugim mamę, która dzwoniła do wszystkich znajomych prosząc o modlitwę. Wówczas trafił również do nieba. To co opisywał wydawało się niewiarygodne. Mówił o rzeczach, o których po prostu nie mógł wiedzieć, np. o tym, że jego mama kiedyś poroniła. Opisał swoją siostrzyczkę, chociaż rodzice nie znali wówczas płci dziecka. Opowiadał o swoim pradziadku. Ale przede wszystkim o Jezusie i niebie. Mówił słowami pisma, chociaż nie mógł go znać. Wiedział, że Jezus siedział po prawej stronie Boga, że miał aureolę, chociaż nie znał jej nazwy, że miał rany, chociaż był za mały, aby wiedzieć o ukrzyżowaniu, opisał strój Jezusa i szkarłatną szarfę, ale przede wszystkim mówił o jego oczach. Wspomnienia chłopca przyprawiają o dreszcze. Gdy mówi, że w niebie nie ma pojęcia czasu, nie ma dnia i nocy, wszyscy są młodzi, jest mnóstwo kolorów - to wszystko jest niewyobrażalne. Ale największe ciarki przechodzą, gdy chłopiec mówi, że nie boi się śmierci, chciałby wrócić do nieba, bo tam jest tak pięknie.

Przepiękna historia dająca prawdziwą nadzieję i ogromne siły, ale także pozwalająca pogodzić nam się z nieuchronnym zjawiskiem śmierci. Wszystkie największe dylematy teologiczne, trudne metafory, interpretacje pisma świętego, nauk Jezusa zostają sprowadzone do prostych słów czteroletniego dziecka - niebo istnieje i jest piękne. 

piątek, 20 czerwca 2014

Pochłaniacz - Katarzyna Bonda

Pochłaniacza kupiłam oczywiście w przedsprzedaży. Po przeczytaniu wcześniejszych książek Bondy, nie mogłam się go doczekać. Stał na mojej półce, jeszcze zanim zaczął się ten cały szum, wokół nowej królowej polskiego kryminału (jakbyś kiedyś w ogóle, któraś Polka mogła poszczycić się tym tytułem; wiadomo, niekwestionowaną królową kryminału od zawsze była Agata Christie, chociaż nawiasem mówiąc, ciekawe, czy gdyby wówczas istniały prawa autorskie i pojęcie plagiatu, to czy zamiast na kryminalnym tronie, nie siedziałaby za kratkami?) Natłok obowiązków nie pozwolił mi jednak sięgnąć po niego natychmiast. Tak więc książka leżała na półce i wyraźnie mnie wołała. Nie mogłam się doczekać kiedy w końcu dam się pochłonąć Pochłaniaczowi. Chociaż nigdy nie czytam recenzji przed przeczytaniem książek - z każdej strony bombardowały mnie zdjęcia Pochłaniacza: a to jakiś konkurs, a to Pani Bonda ma kolejne, milionowe już spotkanie autorskie, a to w końcu uroczysta informacja, że Pochłaniacz stał się prawdziwym fenomenem. Szczerze mówiąc, trochę mnie to odrzucało. Poznałam zasady marketingu wydawniczego i nieczęsto daję się nabierać na te wszystkie rewelacyjne reklamy i zapowiedzi. Najczęściej im większy szum, tym słabsza treść. 
Pochłaniacza przeczytałam w ciągu dwóch wieczorów. Nie mam zwyczaju odkładania książki, dopóki nie skończę jej w całości, ale ta cegła zmusiła mnie do tego. Nie będę kłamać: były momenty, że zamiast ochów i achów, wzdychałam ze zmęczenia. Nie lubię nadmiernie przekombinowanych książek. Jestem prostym czytelnikiem, który po przeczytaniu kryminału lubi czuć się jak głupiec, ale nie dlatego, że autor tak zamotał całą intrygę, że już nie wiadomo kto jest kim, ale dlatego, że pisarz okazał się mistrzem logiki i w prosty, ale nadzwyczajny sposób poprowadził schemat. Lubię, gdy autor bawi się ze mną w kotka i myszkę, ale gra przy tym fair. 
Odczucia po przeczytaniu Pochłaniacza mam mieszane: z jednej strony "wow, rewelacja", ale z drugiej: "po co aż tak kręcić?" Może za wcześnie zabrałam się do recenzji i muszę się z tym przespać? A może po prostu do tej pory widzę tyle niejasnych i przekombinowanych wątków, że już sama nie wiem, o co tam chodziło. Pewnie mój nadzwyczajny brak pamięci do nazwisk też zrobił swoje.
Marcin i Wojtek Staroń to typowi bracia bliźniacy: identyczni wizualnie, ale kompletnie różni wewnętrznie. Jeden jest spokojny, ułożony, zdolny, ambitny, inteligentny. Drugi uwielbia pakować się w kłopoty, a ma do tego, naprawdę ogromny talent. Ich ojciec pracuje dla mafii, gdzie mózgiem wszystkich przekrętów i szefem wszystkich szefów jest ich wuj. Kusi Marcina wizją ogromnych pieniędzy i szybkich samochód. Naiwny młodzieniec, ślepo ufający mafii nawet nie wie, w którym momencie, daje się wciągnąć w pułapkę i popełnia błąd, za który będzie pokutował całe życie. 
Kilkanaście lat później profilerka Sasza Załuska dostaje dziwne zlecenie: niedoszła ofiara prosi ją o wykonanie profilu swojego mordercy. Mężczyzna jest przekonany, że ktoś chce go zabić. Stawka przekonuję Saszę, jednak dochodzenie, które prowadzi, ujawnia, że mężczyzna, który zwrócił się do niej z prośbą o pomoc, nie jest tym za kogo się podaje, a jego domniemany zabójca nie żyje. O co tu chodzi? Dlaczego ktoś uwikłał ją w tę sprawę i jaki miał w tym interes? Dochodzenie jest niezwykle trudne, a jedyne tropy to stara piosenka nieznanego autora i zapach pozostawiony na miejscu zbrodni. Z czasem okazuje się, że zapomniana sprawa braci Staroniów ma ogromne znaczenie i wyglądała zupełnie inaczej, niż to się przed laty wydawało. Załuska, aby rozwikłać śledztwo musi poznać historię nie tylko ofiary, ale także dotrzeć do wszystkich znajomych z jej przeszłości oraz przekopać się przez przekręty mafii i życiorysy niektórych policjantów. Wkrótce okaże się, że nawet pozornie niewinna osoba ma sporo za uszami.
Bardzo podoba mi się to, że Bonda w swoich książka upowszechnia najnowsze, nieznane laikom, metody badań. W końcu, jako kreatorka Bogdana Lacha nie może spocząć na laurach. Pisarka pokazała ogromną klasę umieszczając wiele odsyłaczy do książek Czubaja. Miło widzieć, że najlepsi współcześni twórcy polskiego kryminału (a za takich uważam Miłoszewskiego, Czubaja i Bondę) potrafią ze sobą współpracować. Pochłaniacz z pewnością wciąga i zachwyca, ale momentami także zbija czytelnika zupełnie z tropu. Kombinuje, oszukuje, kręci. Czy Bonda zasłużyła nim na tytuł królowej polskiego kryminału? Nie wiem. Dla mnie królową stała się w momencie napisania Dziewiątej runy i pomimo mieszanych uczuć po nowej książce, długo pozostanie na tronie. 

czwartek, 12 czerwca 2014

Eric-Emmanuel Schmitt - Oskar i pani Róża

  • "Zapominamy, że życie jest kruche, delikatne, że nie trwa wiecznie. Zachowujemy się wszyscy, jakbyśmy byli nieśmiertelni."

Przeczytałam tę książkę już wiele razy i nigdy mi się nie znudzi. Sięgam po nią, gdy mam zły dzień, gdy chce się zresetować, bądź po prostu muszę sobie popłakać. I płaczę. Za każdym razem w tych samych momentach. Przeżywam każdą scenę, jakbym wyobrażała ją sobie pierwszy raz w życiu. 

Oskar i pani Róża to opowieść o dziesięcioletnim chłopcu chorym na białaczkę. Jest to jednak dziecko bardzo dojrzałe i odważne. Oskar nie boi się śmierci samej w sobie, boi się, że zawiódł lekarzy, dla których stał się trudnym, bo nieuleczalnym pacjentem. Nienawidzi swoich rodziców, którzy nie mają odwagi rozmawiać z nim o jego stanie zdrowia. Jedyną osobą, która potrafi z nim rozmawiać jest pani Róża - wolontariuszka. To ona pomaga mu przeżyć ostatnie dziesięć dni swojego życia. Zawierają umowę: chłopiec codziennie będzie pisał list do Boga, w którym będzie mógł go poprosić o jedną rzecz duchową. Każdy dzień to dla niego 10 lat. Oskar przeżywa więc wiek dojrzewania, czyli pierwszą miłość, dorosłość, kryzys wieku średniego, a także starość, gdzie czuje się słaby i zmęczony. Listy stają się coraz krótsze, bo trzymanie długopisu sprawia mu trudność. Ostatni list, jaki zostawia przy łóżku brzmi: "Tylko Bóg może mnie obudzić". Chłopiec umiera.

Jest to piękna opowieść o cierpieniu, akceptacji choroby (Z chorobą jest tak jak ze śmiercią. Jest faktem. Nie jest żadną karą), świadomości śmierci i ogromny zaufaniu do Boga: 
zastanów się, Oskarze. Który z nich wydaje ci się bliższy?
Bóg, który nic nie czuje, czy Bóg, który cierpi?
– Ten, który cierpi, oczywiście. Ale gdybym był nim, gdybym był Bogiem, gdybym miał takie możliwości jak on, uniknąłbym cierpienia.
– Nikt nie może uniknąć cierpienia. Ani Bóg, ani ty. Ani twoi rodzice, ani ja.
– No, dobrze. Ale dlaczego cierpimy?
– Właśnie. Jest cierpienie i cierpienie. Popatrz uważnie na jego twarz. Przyjrzyj mu się. Widać po nim, że cierpi?
– Nie. To ciekawe. W ogóle po nim nie widać.
– Bo są dwa rodzaje bólu, Oskarku. Cierpienie fizyczne i cierpienie duchowe. Cierpienie fizyczne się znosi. Cierpienie duchowe się wybiera. Rozumem. Jeśli wbijają ci gwoździe w nadgarstki i stopy, nie masz innego wyjścia, musisz odczuwać ból. Znosisz go. Natomiast myśl o śmierci nie musi powodować bólu. Nie wiesz, czym jest. Wszystko zależy od ciebie.

Bardzo trudno ją zrecenzować, trzeba po prostu przeczytać...




sobota, 17 maja 2014

Marek Krajewski, Mariusz Czubaj - Aleja samobójców

W ekskluzywnym hotelu dla starszych ludzi o nazwie "Eden" (bo wg ludzi od PR nie mówi się już "dom starców") zostaje zamordowany jeden z klientów, inwalida poruszający się na wózku. Na jego ciele zidentyfikowano mnóstwo ran symbolicznych, jednak zdaniem ekspertów - zadane były przez laika. Mniej więcej w tym samym czasie z "Edenu" znika słynny profesor Czapliński, ekspert sądowy, specjalista od ran symbolicznych. Wszystko ładnie się składa: ofiara i zaginiony, który idealnie pasuje do profilu mordercy. Jednak to by było zbyt proste, prawda?

Na miejsce zbrodni trafia nadkomisarz Jarosław Pater - postać bez wątpienia wykreowana przez Krajewskiego - intelektualista, absolwent filologii polskiej, który ma prawdziwego bzika na punkcie poprawności językowej. Zostaje jednak odsunięty od śledztwa, gdyż nie wiadomo dlaczego, przejmuje je ABW. Ale czy rasowy glina odpuści, tylko dlatego, że grożą mu zawieszeniem? Nie. Rasowy glina, taki jak Pater, weźmie urlop i prywatnie zajmie się sprawą. Oczywiście nie zabraknie starć między nim, a "kolegami" z ABW, bo żaden policjant nie lubi, gdy ktoś wkracza na jego teren, nawet jeśli ta osoba stoi po tej samej stronie. Im nie chodzi o wykrycie sprawcy, czy poznanie prawdy. Oni dbają o to, aby sami przede wszystkim odkryli prawdę! 

Pater na własną rękę odkrywa, że zamordowany wcale nie był emerytem! Przeciwnie jego siwizna to efekt farbowania, a inwalidztwo było udawane. Dlaczego? W "Edenie' wszystko jest podejrzane. Od dyrektora, mającego na sumieniu kilka afer, po pielęgniarza kryminalistę... I jak się okazuje sztuczny staruszek nie był pierwszą osobą, która zginęła w murach "Raju". Jakie tajemnice kryje ten luksusowy ośrodek i czy Pater odkryje zabójcę? Warto przeczytać, aby się tego dowiedzieć.

Aleja samobójców to kryminał napisany wspólnie przez Krajewskiego i Czubaja. Osoby, które choć raz zetknęły się z książkami tych autorów od razu odgadną, który z nich czuwał nad danym fragmentem czy postacią; gdzie erudycja, perfekcjonizm i dbałość o najmniejszy szczegół Krajewskiego, przeplata się ze specyficznym poczuciem humoru, wyluzowaniem i rockowym sposobem bycia Czubaja. Doskonałe połączenie! 

środa, 7 maja 2014

Stanisław Wotowski - Czarny adept

Czarny adept to czwarty tom serii "Kryminały przedwojennej Warszawy", natomiast drugi kryminał Stanisława Wotowskiego. Na uwagę zasługuje sama postać autora. Wotowski jako prywatny detektyw na co dzień stykał się z aferami, morderstwami, przestępstwami, które następnie z precyzją kronikarza opisywał w swoich książkach. Interesował się czarną magią, spirytyzmem, okultyzmem i temu ostatniemu zagadnieniu poświęcił książkę Czarny adept. 

Historia zaczyna się dość tajemniczo. Do nieznanego nam (do samego końca) z imienia i nazwiska mężczyzny, znawcy czarnej magii, autora wielu książek i odczytów na ten temat przybiega zapłakana, młoda kobieta. Dziewczyna, o imieniu Rena, bardzo martwi się swoją starszą siostrą, z którą ostatnio dzieją się dziwne rzeczy. Rena uważa, że kobieta przyłączyła się do jakiejś niebezpiecznej sekty i stąd jej dziwne zachowanie. Prosi bohatera o pomoc. Razem śledzą starszą pannę Łomnicką, która wchodzi do opuszczonej wilii. Po chwili słychać z niej jęki i krzyki kobiety. Gdy "szpiedzy" wchodzą do środka okazuje się, że posiadłość jest od dłuższego już czasu niezamieszkana, a Mary, siostra, spokojnie śpi w ich wspólnym domu. Bohatera i Rena próbują logicznie wytłumaczyć swoje doznania słuchowe i rezygnować z dalszej sprawy. Jednak wkrótce trafiają na pamiętnik Mary, a chwilę później kobieta popełnia samobójstwo. Zagłębiając się we wspomnienia zmarłej, zdają sobie sprawę, że niechcący wmieszali się w przerażające kwestie, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. Wkrótce po Warszawie zaczynają krążyć plotki na temat samobójczyni, oraz obecności Czarnego Adepta - Antychrysta wyznającego oczyszczający kult zła. 

Okultystyczny kryminał, pełen magii, symboli, znaków, rytuałów. Zupełnie inni niż wcześniejsza książka Wotowskiego. 

poniedziałek, 5 maja 2014

Mariusz Czubaj - Martwe popołudnie

W Gdańsku zostaje zastrzelony polski parlamentarzysta. Nikt nie zna powodów morderstwa, nikt nie widział zabójcy. Jedno jest pewne - to była egzekucja. Im dłużej policja bada sprawę, tym trafia na większe brudy. Narkotyki, przemyt, podejrzane znajomości czy świat mafii, nie były zamordowanemu parlamentarzyście obce. Pytanie tylko czy zginęła właściwa osoba? 

Marcin Hłasko, specjalista do spraw bezpieczeństwa dostaje tajemnicze zlecenie. Ma znaleźć pewnego speca od PR. Sprawa na pierwszy rzut oka wydaje mu się banalnie prosta, ale im mocniej się w nią zagłębia tym bardziej zdaje sobie sprawę, że powiedzenie: "po nitce do kłębka" ma w tym wypadku zupełnie odwrotne znaczenie. Badając sprawę Okońskiego, tak nazywa się zaginiony, trafia na wiele podejrzanych i zazębiających się wątków, które niewyjaśnione, tylko zacierają właściwy ogląd sytuacji. I nagle okazuje się, że narkotyki to mały pikuś w porównaniu z tym co naprawdę mają na sumieniu osoby, którym niechcący nadepnął na odcisk, próbując wyjaśnić zleconą mu sprawę. A kwestia zastrzelonego parlamentarzysty zaczyna się z tym łączyć. Co ma wspólnego Eldorado z polskim rządem? Nawet nie chcemy wiedzieć, jak wiele.... 

Akcja, zagadka, dobry humor - wszystko do czego przyzwyczaił nas Mariusz Czubaj. I chociaż połączenie czarnego kryminału i politycznego thrillera, które, nawiasem mówiąc, określane było przez krytyków scenariuszem na miarę kina Tarantino, było mistrzowskie, to chyba trochę za bardzo przyzwyczaiłam się do spraw w stylu Heinza. W tym wypadku miałam wrażenie, że niepotrzebnie narobiono szumu wobec przeciętnej sprawy. 

Martwe popołudnie to pierwsza książka o Marcinie Hłasko. Czubaj zapowiedział już całą serię z jego udziałem. Do tej pory główną postacią jego kryminałów był Rudolf Heinz, profiler. Czy specjalista od bezpieczeństwa spodoba się czytelnikom tak bardzo jak nieposkromiony profiler? Odpowiedź, mam nadzieję, już wkrótce. 

Chcesz wygrać najnowszą książkę Czubaja? Weź udział w konkursie organizowanym przez portal Zbrodnia w Bibliotece. Informacje o zasadach konkursu dostępne są tutaj.

(w książce pada zdanie: "Przecież nie będę się uganiał za zaginionym obrazem Rafaela. To zabawa dla chłopców w krótkich spodenkach." (s.235) - czyżby to była jakaś aluzja do Bezcennego?)